Chief of War to brutalne spojrzenie na historię prawdziwych Hawajów, jednocześnie mroczne i pełne nadziei

Zmęczony walką wojownik, szukający spokoju w zapomnieniu. Tyraniczny, wojowniczy były przywódca, który wyciąga go z dobrowolnego wygnania, by znów walczył. Proroctwo; powołanie. Rozległa, przesiąknięta krwią epopeja, w której następujący po niej konflikt zbrojny z pewnością zdefiniuje politykę i kulturę regionu na wiele lat.
Nie, to nie Brad Pitt w „Troi” . Zamiast tego, to Jason Momoa w „Wodzu wojny” , najnowszym przedsięwzięciu Apple TV+, mającym na celu przyciągnięcie uwagi widzów i widzów prestiżową telewizją – skupiającą się nie na starożytnej Grecji, a na Hawajach XVIII wieku.
I nie dajcie się zwieść: ta epoka historyczna jest równie pełna intryg, co każda opowieść o mieczu i sandałach. Choć jednak dotyczy ona postaci nie mniej znanej niż król Kamehameha I, Momoa w rzeczywistości wciela się w postać nieco mniej znaną. Przynajmniej nie tak znaną dzisiaj.
To Kaʻiana: groźny wódz, legendarny żołnierz i główna postać w wojnie XVIII wieku pomiędzy czterema królestwami wysp hawajskich. Człowiek ten był kiedyś znany jako „najsłynniejszy Hawajczyk na świecie”, walczył w wojnie toczonej w celu zjednoczenia Hawajów, choć toczyła się ona w cieniu wczesnych etapów kontaktów i kolonizacji ze strony Europejczyków.
I był to jeden z tych, które bezpośrednio inspirowały się wyjątkową wiedzą i doświadczeniem Kaʻiany, jednego z pierwszych Hawajczyków, którzy podróżowali z zachodnimi odkrywcami. Jego powrót przyniósł wiedzę, technologię i szereg decyzji, które wstrząsnęły historią i przedstawiły Kaʻianę – w zależności od tego, kogo zapytasz – jako bohatera lub zdrajcę.
Nie oznacza to jednak, że „Wódz Wojny” to lekcja historii. Jak zauważył „New York Times” , fabuła nieco ignoruje materiał źródłowy.
Mimo to, opowieść ta jest tak ewidentnie filmowa, że aż dziw bierze, że nikt jej nie nakręcił do tej pory. (Chociaż film z Dwayne'em Johnsonem w roli Kamehameha I, The King jest teoretycznie w przygotowaniu, to prace trwają co najmniej od 2018 roku). Jednak scenarzysta, reżyser i odtwórca głównej roli, Momoa, myślał o tym filmie już od co najmniej minuty.
Serial, stworzony i współautorstwa Momoa i Thomasa Pa'a Sibbetta, jest w produkcji od około 10 lat, angażując prawdziwą górę konsultantów kulturowych i ekspertów językowych. Większość historii opowiedziana jest w rdzennym języku Olelo Hawai'i.
Język to tylko jeden z elementów oczywistego i szerszego oddania tematowi. Podczas gdy porównywalny serial „Shogun” skupiał swoją opowieść kolonialną głównie z perspektywy białego odkrywcy wrzuconego w „obcy” świat, „Chief of War” koncentruje swoją wizję wyłącznie na polinezyjskich bohaterach (i złoczyńcach).
Przynajmniej dotyczy to dwóch pierwszych odcinków – jedynych dwóch, które recenzenci mogą obecnie komentować, czekając na kolejne siedem, które będą ukazywać się co tydzień do połowy września. Jednak od razu akcja na ekranie doskonale zapowiada historię, jakiej może spodziewać się widz.

Po pierwsze, mamy tu oszałamiającą liczbę postaci — przepełnionych taką ilością intryg, podstępów i zagmatwanych historii, że można by sądzić, iż Momoa prowadził dziennik inspiracji podczas kręcenia Gry o tron .
Następnie, aktorstwo imponuje poziomem zaangażowania w postać i powagą – nawet jeśli momentami jego kreacje popadają w ponurość. Dotyczy to zwłaszcza Momoi, który przypomina widzom, że ma do popisu więcej talentów niż tylko mięśnie rozciągające kostium Aquamana czy komediowe umiejętności widoczne przez rozczarowujące szwy filmu "A Minecraft Movie" .
Są też brutalne bitwy i zakulisowe podstępy. Ale co ważniejsze, w opowieściach o życiu na wyspach często brakuje pewnego światopoglądu. Szczególnie w tej serii wyczuwalny jest nihilistyczny, ostry ton, który przenika historię – rzekomo o podróży bohatera do idyllicznego raju na Ziemi – radykalnym mrokiem i ciętym komentarzem.
Dla porównania, rozważmy aktorski remake Disneya „Lilo i Stich” . Film ten, mimo że jako pierwszy w tym roku zarobił miliard dolarów, wywołał znaczną krytykę wobec zaktualizowanego zakończenia. Nie wdając się w szczegóły, niektórzy argumentowali, że wygładzona, przyjazna dla zarządu zmiana dotycząca walki rdzennej kobiety o opiekę nad dzieckiem wzmocniła przekaz prokolonialny.
A według krytyków kultury, fanów i badaczy Hawajów, stało się tak kosztem subtelnie gorzkiej i ironicznej krytyki przybyszów z zewnątrz — „haoles”, którzy, jak powiedział CBC News adiunkt na Uniwersytecie Chicagowskim Uahikea Maile, beztrosko fetyszyzują stereotypowo turystyczny obraz Hawajów, mający korzenie raczej w spódniczkach hula i luau niż w rzeczywistych ludziach, narodach i historiach.
Zmieniające się narracjeWizja Hawajów przypominająca film „Biały Lotos ” zrodziła się z filmów ukazujących przez stulecie rdzennych Hawajczyków jako biernych, dobrotliwych i pozbawionych inicjatywy: „dziewczyny hula” z wyciągniętymi ramionami, których jedynym zadaniem jest witanie uśmiechniętych łodzi pełnych wysmarowanych kremem przeciwsłonecznym Amerykanów; filmów, które istnieją po to, by ukazywać Hawaje jako bujny ogród oderwany od czasu, rzeczywistości, konfliktów i kontekstu.
To nie jest „Wódz Wojny” . Podobnie jak „Troja” , to opowieść o przeznaczeniu, losie i fatalizmie. Na początku Kaʻiana słyszy proroctwa dotyczące zarówno swoich wysp, jak i siebie. I od samego początku dąży do zjednoczenia przyszłości, której pragnie, dzięki swoim umiejętnościom i sile.
Rezultaty – zarówno przed rozpoczęciem odcinków, jak i w ich trakcie oraz po ich zakończeniu – to krwawa porażka. Daremność, konflikt i bezsens sączą się z obrzeży niemal zbyt poważnej historii – która momentami zaczyna się dłużyć z powodu skomplikowanych i trudnych do zrozumienia powiązań między postaciami oraz samej ciężkości narracji.

Ale to także film, który na nowo ukazuje Hawaje jako miejsce autentyczne, z rewolucjami i historiami równie chaotycznymi i głębokimi, jak te na kontynencie. Zarówno Kaʻiana, jak i Hawajczycy są w centrum uwagi, a ich historie są mroczne, pełne nadziei i złożone. Widać to już od napisów początkowych – ukazujących, jak królewskie hawajskie barwy – czerwień i żółć – powoli pochłaniają zielone lasy i trawiaste równiny wysp.
„Wódz Wojny” nie istnieje po to, by wabić cię na wakacje. Tematem są proroctwa, bezsensowność i wojna – oraz ludzie w to uwikłani. Niewiele jest rzeczy bardziej ludzkich niż to.
cbc.ca