Psychiatra sądowy: Ośrodek w Gostyninie to nie szpital, nie więzienie – to prawny absurd

Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym (KOZZD) w Gostyninie nie spełnia swojej funkcji – uważa prof. Janusz Heitzman, jeden z czołowych ekspertów w dziedzinie psychiatrii sądowej. Jak mówi, placówka ma leczyć to, czego wyleczyć się nie da, a wszystko odbywa się w oparciu o ustawę, którą od początku nazywa niekonstytucyjną. – Ta ustawa narusza podstawowe zasady prawne – mówi prof. Heitzman w rozmowie z PAP. – Przetrzymywanie ludzi po odbyciu kary więzienia, na podstawie prawdopodobieństwa, że mogą znowu popełnić przestępstwo, to działanie sprzeczne z konstytucją.
Ośrodek w Gostyninie i jego filia w Czersku to miejsca, gdzie trafiają osoby skazane za poważne przestępstwa – głównie na tle seksualnym – które po odbyciu kary nadal są uznawane za potencjalnie niebezpieczne. Decyzję o skierowaniu do KOZZD podejmuje m.in. dyrektor więzienia, a następnie sąd, opierając się często na opinii dwóch psychiatrów. Zdaniem prof. Heitzmana to niewystarczające i ryzykowne.
– Prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa istnieje zawsze. Gdybyśmy się tylko tym kierowali, nigdy nikogo byśmy z więzienia nie wypuścili – zauważa psychiatra.
Formalnie KOZZD to placówka lecznicza podlegająca Ministerstwu Zdrowia, a nie więzieniu. Ale jak podkreśla prof. Heitzman, to konstrukcja prawna, która nie działa ani na korzyść pacjentów, ani systemu.
– To nie jest szpital, to nie jest więzienie. To ośrodek, w którym ludzie są izolowani bez realnych możliwości leczenia. Nie ma przecież tabletki na "ryzyko recydywy".
Pacjenci ośrodka skarżą się na fatalne warunki – przepełnione, wieloosobowe sale, piętrowe łóżka i brak prywatności. W ubiegłym tygodniu kilkunastu z nich rozpoczęło protest głodowy.
– Rozmawiałem z pacjentami, którzy mówią wprost: woleli pobyt w więzieniu. Tam przynajmniej mieli więcej prywatności.
Ekspert podkreśla, że rozwiązaniem nie jest zmiana kierownictwa ośrodka, a kompleksowa reforma ustawy z 2013 roku. Obecne przepisy pozwalają na bezterminowe przetrzymywanie w KOZZD bez mechanizmów realnej weryfikacji.
– Potrzebne są zmiany: pobyt w KOZZD musi być ograniczony czasowo, a decyzję o jego przedłużeniu powinien podejmować sąd w składzie kolegialnym, na podstawie opinii zespołu specjalistów – mówi Heitzman. – Dziś wystarczą tylko dwie opinie psychiatryczne.
Zwraca również uwagę, że do KOZZD trafiają również osoby z poważnymi chorobami psychicznymi, które powinny być leczone w specjalistycznych szpitalach psychiatrycznych, a nie w miejscu izolacji.
Pobyt jednego pacjenta w KOZZD kosztuje podatników blisko 2,5 tys. zł dziennie. Obecnie w ośrodku przebywa ok. 140 osób, a zatrudnionych jest niemal 400 pracowników.
– Ministerstwo Zdrowia nie chce dalej finansować leczenia czegoś, co z definicji jest niemożliwe do wyleczenia – tłumaczy Heitzman.
Co więcej, mimo rosnącej liczby pacjentów, nie planuje się rozbudowy ośrodka. Problemy lokalowe są coraz poważniejsze, a prawo nie pozwala na proste przeniesienie pacjentów do innych jednostek, nawet jeśli byłyby bardziej odpowiednie.
Zdaniem profesora, przyczyną braku zmian jest obawa polityków przed reakcją opinii publicznej.
– Chodzi o przestępców seksualnych, więc społeczne przyzwolenie na łamanie ich praw jest duże. Dla wielu osób największym błędem było to, że nie zostali skazani na karę śmierci. A skoro żyją – to nikogo nie interesuje, w jakich warunkach.
Prof. Heitzman podkreśla, że ustawa powstała jako odpowiedź na kończące się kary dla najgroźniejszych przestępców, w czasach gdy nie było jeszcze kary dożywocia. Dziś jednak wymaga głębokiej rewizji.
– Trzeba odejść od prawa opartego na zemście. Musimy wrócić do zasady sprawiedliwości – mówi jednoznacznie profesor.
Aktualizacja: 12/08/2025 10:49
politykazdrowotna