Na obrazach Artemisii Gentileschi oczy opowiadają całą historię


Nikt nie malował oczu tak jak ona. Otwierają one wgląd w psychikę, odzwierciedlając najwyższy dramat. Artemisia Gentileschi maluje emblematyczne historie z Biblii, ponieważ odpowiadają one kanonowi ówczesnych sztuk pięknych. Ale udało jej się zrobić to, na co wielu ludzi w tamtych czasach nie odważyłoby się: kreuje ludzi, a jej opowieści biblijne opowiadają sceny, które zdarzają się ludziom każdego dnia.
NZZ.ch wymaga JavaScript do prawidłowego działania ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub program blokujący reklamy obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Wśród tych dzieł znajduje się spektakularny obraz „Zuzanna i dwaj starcy” z 1610 roku. Miała 17 lat, gdy go namalowała. Trzeba było odwagi, aby tak obraźliwie pokazać nagość kobiety w kąpieli – tym bardziej że Gentileschi prawdopodobnie pozował do lustra dla siebie – a strach, który maluje na twarzy młodej kobiety, jest również fundamentalny; wstręt i rozpacz krzyczą z jej oczu. Są one odpowiednikiem pożądania dwóch starców, którzy nękają je zza muru.
„Zuzanna i dwoje staruszków” to główny temat dużej wystawy, którą można obecnie oglądać w paryskim Musée Jacquemart-André. Był to pierwszy obraz, który podpisała swoim pełnym imieniem i nazwiskiem Artemisia Gentileschi, urodzona w Rzymie w 1593 roku. Jej imię zostało praktycznie wyryte w kamieniu pod obrazem: jako napis w murze, na którym siedzi Zuzanna w kąpieli.
Można by uznać ten obraz za proroczy, ale Gentileschi najprawdopodobniej jedynie odmalowywała biblijną tradycję oszczerstw wobec Zuzanny, coś, czego kobiety jej czasów musiały się zawsze spodziewać. Nie minął nawet rok, a Artemisia Gentileschi została zgwałcona przez malarza w pracowni swojego ojca i nauczyciela. Tylko obietnica, że wkrótce ją poślubi, powstrzymała ją od zabicia sprawcy. Kiedy później złamał obietnicę, ojciec Artemizji kazał go osądzić i wygnać.
Młoda Artemizja maluje arcydziełoZuzanna w kąpieli była popularnym tematem w malarstwie tamtych czasów i klienci często zamawiali jej obrazy. Można przypuszczać, że motyw ten zasugerował Artemizji jej ojciec, Orazio. Miało to być jej dzieło, za pomocą którego zamierzał wprowadzić ją do świata sztuki.
Badania radiologiczne wykazały, że pierwotny rysunek najprawdopodobniej wykonał ojciec, a za obraz odpowiadała Artemisia. Autorstwo, wyraźnie potwierdzone podpisem, jest wykrzyknikiem, za pomocą którego artystka uniezależnia się od ojca. Oczywiście, nic z tego by nie pomogło, gdyby obraz nie dowodził niezwykłego talentu malarki i gdyby młoda kobieta nie opanowała już wcześniej swojej sztuki z wielkim kunsztem.
Dwa lata później Orazio napisał list polecający do Krystyny Lotaryńskiej, żony Ferdynanda I Medyceusza. Wydaje się to potwierdzać przypuszczenie, że ojciec od dawna podejrzewał, jak dalece jego córka go przewyższy: „Oprócz trzech synów mam także córkę, a tę córkę, zgodnie z wolą Bożą, wykształciłem na malarkę w ciągu trzech lat, tak że dzisiaj jest tak zdolna, iż ośmielam się powiedzieć, że nie ma sobie równych (...), co pokażę Waszej Wysokości we właściwym czasie i na odpowiednim miejscu”.
Artemisia Gentileschi malowała później motyw Zuzanny jeszcze kilka razy, ale żadna z wersji nie osiągnęła tak dużego potencjału obrazu z 1610 r. pod względem ekspresji i bezpośredniości w angażowaniu widza w rolę świadka napaści. Mimo że Zuzanna na tym zdjęciu jest ofiarą, a jej oczy wyrażają wielki strach, nie jest bezbronna. W obliczu niebezpieczeństwa Artemisia Gentileschi malowała na swojej twarzy i ciele pewność siebie, którą później wielokrotnie pokazywała w licznych wariantach swoich prac.
Uwodzicielka i morderczyni w jednymKuratorzy paryskiej wystawy przywiązują szczególną wagę do tego, aby nie przedstawiać artystki jako ofiary, która w swojej pracy próbowała przetworzyć wstyd związany z atakiem. Zwarcie jest oczywiste, ponieważ Artemisia Gentileschi później wielokrotnie odgrywała starotestamentową historię o zamordowaniu Holofernesa przez Judytę , urozmaicając ją z wirtuozerią. Ale trzeba uważać, aby nie zakładać, że jest to zemsta na byłym gwałcicielu ucieleśniona w sztuce.
Tutaj również trzeba spojrzeć Judith w oczy i odczytać mowę ciała w różnych ujęciach tematu. Zdeterminowana i poważna zarazem, odcina mieczem głowę Holofernesa; po dokonaniu czynu Judyta niesie miecz na ramieniu w geście triumfu i buntu, a Gentileschi regularnie skąpie twarz Judyty w jasnym świetle, które ostro dzieli ją na jasną i ciemną połowę. Ona nie jest mścicielką, lecz wybawicielką narodu żydowskiego. Jest także uwodzicielką i morderczynią w jednej osobie. Jest tylko jedna rzecz, którą nie jest: ofiarą.
Motyw usamodzielnienia osiąga swój punkt kulminacyjny w dziele Gentileschiego, w samobójstwie Kleopatry . Namalowała także kilka wersji tej historii, przekazanej przez Plutarcha, w różnych okresach. Najbardziej imponujący jest zapewne obraz namalowany w pierwszej połowie lat dwudziestych XVII wieku.
Gentileschi maluje nagą władczynię Egiptu, opierając się na własnym modelu, i ukazuje ją w chwili śmierci, gdy przykłada rękę do swojej piersi żmiję, aby przyjąć jej śmiertelne ukąszenie. Twarz Kleopatry jest podzielona na dwie części. Podczas gdy oczy patrzą umierająco w niebo, spojrzenie już na wpół załamane, lecz wciąż całkowicie świadome i szeroko rozbudzone, usta są lekko uchylone. Usta są prowokująco pełne i jaskrawoczerwone, wyróżniają się na tle delikatnie cieniowanej twarzy. Godzina śmierci przemienia się tu w akt najwyższej zmysłowości.
Artemisia Gentileschi lubiła nadawać swoim bohaterkom własne rysy twarzy – kiedy nie malowała wyraźnego autoportretu, jak na przykład w „Lutnistce” z lat 1614/15. Ale nie były to egocentryczne autoportrety, gdy obdarzała własnymi atrybutami Zuzannę, Judytę, Kleopatrę i leżącą Wenus. Zamiast tego umieszcza biblijne historie i nawet starożytną boginię w tle swojego własnego świata.
Wydaje się, że chce powiedzieć, iż nic co ludzkie nie jest obce sztuce. Ale przede wszystkim: gdy negocjowane są sprawy ostateczne, czy to zabójstwo tyrana, czy miłość i śmierć, Gentileschi przenosi na ekran ludzi, nie typy. Każdy obraz przemawia bezpośrednio do widza: to Ty, Twoja historia jest tu opowiadana.
Dotyczy to zwłaszcza tych wizerunków, które ukazują ludzi od ich najbardziej ludzkiej strony: jako grzeszników. Artemisia Gentileschi namalowała „Pokutującą Magdalenę” kilkakrotnie. W dziele Artemisii Gentileschi ikona grzesznicy Nowego Testamentu staje się kobietą melancholijną, ale pewną siebie i swoich fizycznych wdzięków.
Nie ma w niej nic, co sugerowałoby jakąkolwiek szczególną skruchę, poczucie winy czy skruchy. Odsłania piersi niedbale, bez wyzywania, a obfitość jej ubrań paradoksalnie obiecuje raczej pożądanie niż czystość. Magdalena może być świadoma swoich grzechów, ale nie czuje się winna. Ponieważ to właśnie wydaje się, że chce powiedzieć widzowi: Jestem człowiekiem, grzesznikiem, ale człowiekiem.
Caravaggio był prawdziwym nauczycielemWyobraźcie sobie Artemisię Gentileschi jako pewną siebie kobietę. Wiedziała, że maluje lepiej niż większość malarzy jej pokolenia. A choć jej pomysły malarskie były śmiałe, tak samo śmiałe było jej życie. Dużo podróżowała po Włoszech, z Neapolu do Rzymu i z Florencji do Wenecji. W 1638 roku odwiedziła ojca w Londynie i pozostała tam przez dwa lata.
Zachodziła w ciążę pięć razy, ale przeżyło tylko dwoje dzieci. Już od najmłodszych lat miała, oprócz męża, jeszcze kochanka i to za jego zgodą. Oprócz wykształcenia duchowego zdobyła wiedzę literacką: nauczyła się czytać i pisać dopiero jako osoba dorosła, czytała Petrarkę i Owidiusza, pisała własne wiersze.
A jednak pod koniec jej życia ślad po niej zaginął: przypuszczalnie zmarła na dżumę w Neapolu w 1656 roku. Dopiero stopniowo w ostatnich dekadach udało się odtworzyć dzieło jej życia; Wiele zdjęć zaginęło, inne zostały odnalezione. Niektóre z jej obrazów są wystawiane w Paryżu po raz pierwszy.
Artemisia Gentileschi nauczyła się rzemiosła od swojego ojca. Ale już w swoich najwcześniejszych dziełach znacznie go wyprzedzała. Uświadomienie sobie tego było prawdopodobnie największym osiągnięciem Orazio Gentileschiego, obok jego zdecydowanego wsparcia dla córki.
Tymczasem Orazio należał do innego pokolenia; jego córka miała w zamyśle nową sztukę. Znalazła je w obrazach Caravaggia, rewolucjonisty epoki baroku; był jej prawdziwym nauczycielem, posiadał bowiem dzieła, które były dostępne Artemizji w Rzymie. Stojąc przed jego obrazami, nauczyła się zaglądać w dusze ludzi i bez lęku malować to, co tam znajdowała: ludzką niedoskonałość, którą łączyła z doskonałością swego malarstwa.
Bylica. Bohaterka sztuki. Musée Jacquemart-André w Paryżu, do 3 sierpnia.
nzz.ch