Żniwa hipercarów trwają w najlepsze. Do ich grona dołącza nowy Garagisti & Co. GP1

Raz na jakiś czas słychać opinię, że to obecne silniki spalinowe są tymi ostatnimi. Takie stwierdzenia powtarzają się od co najmniej dziesięciu lat. Jaki jest tego efekt? Żniwa supersportowych samochodów trwają w najlepsze. Gordon Murray wyprzedał na pniu modele T.50 i T.33. U Paganiego pustki w magazynie po Utopii. Czekamy na ultraegzotyczne Nilu27 zaprezentowane przeszło rok temu. Do tego grona dołącza Garagisti & Co. z modelem GP1.
Najnowsze cacko pochodzi z Wielkiej Brytanii i z pozostałymi wymienionymi samochodami łączy je centralne umieszczenie silnika, skrzynia biegów i… puryzm technologiczny.
Zacznijmy od serca auta, czyli silnika. Zaprojektowana przez Włochów z Italtecnica jednostka V12 o pojemności 6.6 litra. Turbo? Nie. Wspomaganie elektrycznym silnikiem? A gdzie tam! Wolnossący ascetyzm w najlepszym wydaniu, który ma generować 800 KM przy 9000 obrotów na minutę!

Moc i moment (700 Nm) trafią na tylne koła za pomocą manualnej, a jakże, skrzyni biegów z sześcioma przełożeniami. Producentem przekładni jest doświadczony Xtrac – ich rozwiązania znajdziemy też autach Gordona Murraya. Podobnie jak u brytyjskiego geniusza, tak i tutaj postawiono na maksymalną redukcję masy – auto ma ważyć jedynie 1000 kg.
Technologiczne crème de la crèmePodzespoły odpowiedzialne za prowadzenie tez są najwyższych lotów: zawieszenie Öhlinsa i hamulce Brembo. Wszystko zamontowane pod monokokiem z karbonu projektu Dexet Technologies. Ci sami specjaliści będą odpowiedzialni za aerodynamikę, która w połączeniu z eleganckim projektem nadwozia autorstwa Angela Guerry ma zapewniać efektywny docisk do drogi i odpowiednią dozę szyku.
W stylistyce rezonują najlepsze projekty aut sportowych wszech czasów: Lamborghini Countach'a, Mercedesa C111, czy Alfy Romeo 33 Stradale (w charakterystyczne felgi).

Layout kabiny bardzo przypomina Ferrari Romę. Wnętrze jest wolne od ekranów, dzięki czemu, jak kiedyś podkreśliło Bugatti po premierze Chirona, nie zestarzeje się zbyt szybko. Karbonowe fotele i koniakowa, skórzana tapicerka obiecują połączenie dobrego trzymania ciała kierowcy w zakrętach i luksusu.

Za tan luksus, limitowany jedynie do 25 sztuk będzie trzeba słono zapłacić – prawie 3 miliony funtów. Właściciele pierwszej połowy nakładu dostąpią zaszczytu współudziału w ostatecznej fazie projektowania tego spektakularnego auta. Oby tylko auto z desek kreślarskich (i CAD'ów) wyjechało na drogi!
well.pl