Apokaliptyczna powieść napisana w 1971 r., która przewidziała kryzys migracyjny tak dokładnie, że autor uznał, iż musiał on zostać podyktowany przez wyższą siłę. Teraz CHRISTOPHER STEVENS ujawnia szokujące szczegóły – i zakończenie, którego wszyscy pow...

Opublikowano: | Zaktualizowano:
W rozległej willi wakacyjnej położonej w połowie drogi między Cannes i Saint-Tropez, pisarz i podróżnik Jean Raspail doznał apokaliptycznej wizji.
Spoglądając na lśniące, błękitne wody Lazurowego Wybrzeża, wyobraził sobie inwazję – flotę małych łodzi wypełnionych imigrantami, upchniętych tak ciasno, że wielu z nich już nie żyło, milion głodnych, zdesperowanych ludzi wylewających się na brzeg.
„A co, jeśli przyjadą?” – zapytał na głos. Był rok 1971, dekady przed rozpoczęciem kryzysu masowych migracji, a pytanie to wywołało falę szaleńczej kreatywności. Przez następne kilka tygodni Raspail pisał gorączkowo.
„Nie miałem żadnego planu ani najmniejszego pojęcia, jak potoczą się wydarzenia, ani o postaciach, które zaludnią moją historię” – powiedział. „Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, mój ołówek bez przeszkód sunął po papierze. Jeśli kiedykolwiek poczułem inspirację podczas pisania książki, to była to właśnie ta”.
Tytuł powieści, która się rozwinęła, pochodzi z wersetu z Księgi Objawienia, proroctwa, że gdy świat będzie bliski końca, Szatan zbierze armie z czterech stron świata i wyśle najeźdźców, „których liczba jest jak piasek morski”. Armie te otoczą „obóz świętych” – ostatnie bastiony cywilizacji.
„Obóz Świętych”, opublikowany w tym miesiącu po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii (ponad pół wieku po napisaniu), to niezwykła powieść. Oczywiście nie wszystkie jej zapowiedzi się spełniły – wręcz przeciwnie. Jej szalone ekscesy, wątki fabularne i zakończenie przekraczają granice wiarygodności.
Czyta się raczej jak raport reportera wojennego z paszczy piekła. Fabuła to bezsensowna kaskada morderstw, załamań i okrucieństw. Jej bohaterami są patykowate ludziki. Ale Raspail pisze z taką energią, jak opętany, że 300 stron książki przelatuje błyskawicznie.
Jeśli kiedykolwiek przyłapałeś się na tym, że przeglądałeś telefon w poszukiwaniu ponurych nagłówków, to lektura The Camp Of The Saints niczym się od ciebie nie różni.
W 1971 roku, w rozległej willi wakacyjnej w połowie drogi między Cannes a Saint-Tropez, pisarz i podróżnik Jean Raspail doświadczył apokaliptycznej wizji. Wszystko to spisał, gorączkowo.
Wyobraził sobie flotę małych łodzi wypełnionych imigrantami, tak ciasno upchniętych, że wielu z nich już nie żyło, milion głodnych, zdesperowanych ludzi wylewających się na brzeg
To brutalna, często odrażająca lektura. Literatura francuska często szczyci się tym, jak szokująca potrafi być, ale nawet jak na te standardy Raspail jest wyjątkowy. Jego opisy brudu, poniżenia, degeneracji seksualnej i przemocy wśród uchodźców wywołują mdłości – a momentami szokująco rasistowskie.
Kiedy powieść ukazała się po raz pierwszy w 1973 roku, nawet prawicowy „Le Figaro” – gazeta, dla której Raspail pisał – skrytykował „Obóz Świętych”. Gazety lewicowe odmówiły jej recenzji. Pierwszy nakład nie sprzedał się. W Stanach Zjednoczonych, kiedy ukazało się angielskie tłumaczenie, książka została uznana za przejaw hejtu.
Ale powieść jest prorocza z dwóch niezwykłych powodów. Po pierwsze, mamy obraz tragicznej flotylli, która osiada na mieliźnie na idyllicznym wybrzeżu.
Każdego dnia przez ostatnie dziesięć lat ten straszny obraz jest smutną rzeczywistością w wiadomościach.
Jego koszmarna wizja trafnie przewidziała też reakcję Zachodu: dręczeni poczuciem winy liberalizmu i modną nienawiścią do samych siebie Europejczycy zwracają się przeciwko sobie.
Migranci „wzbudzają ogromne współczucie” – pisze. „Są słabi. Są nieuzbrojeni. Mają siłę liczebną. Są przedmiotem naszego żalu i wilgotnych, humanitarnych myśli naszych sumień. A teraz, kiedy już tu są, czy przyjmiemy ich do siebie, ryzykując, że zachęcimy kolejne flotylle nieszczęśników?”
Niezdecydowany rząd francuski nie ma pojęcia, jak zareagować. Nie wie, jak ich złapać i odesłać. Nie śmie ich internować w obozach dla uchodźców. A pomysł wysłania marynarki wojennej, żeby zatopiła ich łodzie, jest barbarzyński.
Zamiast tego obwinia zwykłych Francuzów za to, że nie przyjęli imigrantów.
„Obóz Świętych”, opublikowany w tym miesiącu po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii, to brutalna, często odrażająca lektura. Ale ten straszny obraz jest smutną rzeczywistością w wiadomościach każdego dnia od dziesięciu lat.
W związku z wybuchem demonstracji i przemocy między miejscową ludnością a nowo przybyłymi, władze wydały edykt: „Każda osoba podżegająca do dyskryminacji, nienawiści lub przemocy wobec osoby lub grupy osób ze względu na pochodzenie lub przynależność do danej grupy etnicznej, narodu, rasy lub religii będzie karana karą od jednego miesiąca do jednego roku pozbawienia wolności oraz grzywną w wysokości od 2000 do 300 000 franków”.
Prawo to ma zastosowanie do wszystkich materiałów drukowanych. Złożenie komentarza na piśmie, który mógłby zostać zinterpretowany jako groźba, jest przestępstwem z nienawiści. Sprzeciwianie się tej zasadzie jest równoznaczne z narażeniem się na publiczne potępienie: „Istnieją pewne formy jednomyślności, których nie należy kwestionować”.
To, że Raspail wpadł na ten pomysł na dekady przed narodzinami mediów społecznościowych, jest niesamowite. Przewiduje on również politykę reparacji, ponieważ Watykan przekazuje wszystkie swoje skarby krajom rozwijającym się, gest, który nikomu nie przynosi najmniejszego pożytku.
Nic więc dziwnego, że w późniejszym życiu powieściopisarz zastanawiał się, czy jakaś niewidzialna siła nie dyktowała mu sposobu opowiadania historii.
Powieść rozpoczyna się od sceny, w której starszy profesor w swoim 300-letnim domu rodzinnym na wzgórzu z widokiem na wioskę turystyczną, w której Raspail spędzał wakacje. Ma teleskop i zazwyczaj lubi obserwować narciarzy wodnych i opalające się dziewczyny.
Ale dziś nie może oderwać oczu od „niewiarygodnej, zardzewiałej floty... ładowni i pokładów zawalonych warstwami ludzkiego mięsa... trupów unoszących się wokół kadłuba, ich białych szmat ciągnących się po powierzchni wody, zwłok wyrzuconych za burtę przez żywych”.
Na jego oczach młody mężczyzna „z długimi, brudnymi blond włosami” podkrada się do niego i woła: „Czyż to nie wspaniałe?”. Chichocząc z podniecenia, młodzieniec opisuje, jak jego rodzice i siostry zamknęli sklep i uciekli z miasta dziś rano, bojąc się gwałtu i morderstwa, „stracili zmysły ze strachu”. Pożegnanie z ojcem, jak się chwali, miało polegać na pluciu mu w twarz.
Młody mężczyzna spędził ranek, rabując puste domy i objadając się jedzeniem. „Jutro nie poznamy już tego kraju. Odrodzi się” – mówi.
„Moją prawdziwą rodziną są wszyscy ci, którzy wypłynęli z tych łodzi. Teraz mam milion braci, sióstr, ojców i matek. Milion żon. Z pierwszą, którą zobaczę, będę miał dziecko”.
Potem zwraca się do profesora, obiecując sprowadzić legion imigrantów, żeby zamieszkali w jego domu. „Oni nic nie wiedzą o tym, kim jesteś. Twój świat nic dla nich nie znaczy. Nie będą próbować cię zrozumieć”.
„Będą zmęczeni. Będzie im zimno. Rozpalą ogień twoimi pięknymi dębowymi drzwiami. Zesrają się na twój taras i wytrą ręce o książki w twojej bibliotece. Wyplują twoje wino. Siedząc na piętach, będą patrzeć, jak twoje fotele stają w płomieniach. To, co piękne, przestanie być piękne. Nic nie będzie miało prawdziwej wartości”.
Reakcją starca jest wzięcie strzelby i zabicie młodzieńca jednym strzałem w pierś. Jego zakrwawione ciało leży tam do końca książki.
W tym czasie cała Francja pogrążyła się w wojnie domowej, w której wielu Europejczyków walczyło po stronie imigrantów.
„Oporni” Zachodu ukrywają się w Szwajcarii, ale ostatecznie zostają zaatakowani. W miarę jak konflikt nabiera globalnego wymiaru, Izrael upada.
„Obóz Świętych” cieszy się podziemnym sukcesem od pół wieku. Raspail spotkał paryskiego taksówkarza, który opowiedział wszystkim swoim klientom o książce, proponując znalezienie dla nich egzemplarza. Oszacował, że sprzedawał około dziesięciu egzemplarzy dziennie, dzieląc się dochodem z księgarzem, który wysyłał powieść w pudełku przewiązanym wstążką.
Raspail, który zmarł w 2020 roku w wieku 94 lat, żył wystarczająco długo, aby zobaczyć, jak jego odrażająca przepowiednia dosłownie się spełnia.
W lutym 2001 roku statek towarowy bez nazwy i bandery osiadł na mieliźnie u wybrzeży Francji. Na pokładzie znajdowało się 1000 kurdyjskich uchodźców. Zgodnie z opisem w książce, statek wylądował na mieliźnie w połowie drogi między Cannes a Saint-Tropez... 60 metrów od willi Jeana Raspaila, gdzie po raz pierwszy spojrzał w morze i wyobraził sobie inwazję imigrantów.
Książkę „The Camp Of The Saints” autorstwa Jeana Raspaila wydało wydawnictwo Vauban Books.
Daily Mail