Nowy poziom dna w kulturze uniwersyteckiej


Martial Trezzini / Keystone
W ostatnich tygodniach uniwersytety w Genewie i Lozannie zakończyły programy partnerskie z Uniwersytetem Hebrajskim w Jerozolimie. Po masakrze Hamasu 7 października 2023 r. i rozpoczęciu wojny w Gazie na obu uniwersytetach wybuchły antyizraelskie protesty, którym organy zarządzające przyznały znacznie więcej miejsca niż uniwersytetom w niemieckojęzycznej Szwajcarii.
NZZ.ch wymaga JavaScript do ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Protesty miały niewielu, ale bardzo zdeterminowanych zwolenników, a w niektórych przypadkach nawet aktywnych kierowców wśród kadry i personelu. Zaskakująco monotonny krajobraz medialny we francuskojęzycznej Szwajcarii zapewnił im w tym względzie znaczne wsparcie. Było też wsparcie ze strony wybitnych polityków, takich jak Carlo Sommaruga, członek Rady Państw Genewskiego SP, który złożył wizytę solidarnościową studentom, którzy okupowali Uniwersytet w Lozannie w maju 2024 r. „Twierdzenie, że uniwersytety muszą pozostać neutralne, oznacza opowiedzenie się po którejś ze stron” – wyjaśnił wówczas.
W każdym razie ostatnie środki podjęte przez oba uniwersytety stanowią nic innego jak chwilowy najniższy punkt upadku szwajcarskiej kultury uniwersyteckiej. Oficjalnie ogłoszone zakończenie współpracy z Uniwersytetem Hebrajskim, które rektorzy uzasadniają postawą etyczną i opartą na wartościach, jest wynikiem zorganizowanego aktywistycznego sprawowania władzy, połączonego z maksymalnym brakiem przejrzystości w procesie decyzyjnym. Sama izraelska instytucja miała najmniejszy wpływ w tej grze, ponieważ jej głównym celem nigdy nie wydawało się omawianie z nią konkretnych kwestii, ale raczej ustalanie faktów.
Nie chodzi tu przede wszystkim o ludzi potrzebującychZałożenie Stowarzyszenia na rzecz Wsparcia i Promocji Żydowskich Członków Uniwersytetu w Szwajcarii (JUMS) rok temu było związane z doświadczeniem rosnącej liczby studentów i wykładowców, którzy czuli się odsłonięci i zmarginalizowani. To, czego doświadczyli, nie miało nic wspólnego z tradycyjną, żywą kulturą dyskusji i protestu, która charakteryzowała uniwersytety w świecie zachodnim od okresu powojennego.
W okupacji budynków uniwersyteckich, która była formą sprawowania władzy, w bezkompromisowym dyskursie i w radykalnym słownictwie potępienia, wielu żydowskich akademików rozpoznało nie przede wszystkim solidarność z cierpiącym ludem Gazy, ale coś zupełnie innego. Coś, co brytyjski publicysta Jake Wallis Simons opisał jako „izraelofobię” w książce opublikowanej w 2023 r. (na krótko przed 7 października). Jest to nienawiść, która poza charakterem wszystkich innych zwykłych konfrontacji z omylnymi państwami, zniesławia to państwo, państwo żydowskie, jako nielegalne i nowotworowy guz.
Stopień, w jakim dyskurs odszedł już od tego, co kiedyś uważano za szwajcarską kulturę wzajemnego szacunku w środowisku akademickim, był widoczny na Dies academicus na Uniwersytecie w Lozannie w maju tego roku. Dyrektora ds. edukacji liberalnej kantonu Vaud, Frédérica Borloza, odsunęło od mikrofonu około dwudziestu aktywistów podczas jego przemówienia; zamiast tego publiczność musiała wysłuchać ich oskarżeń wobec uniwersytetu i kantonu o bycie „wspólnikami ludobójstwa”. Media we francuskojęzycznej Szwajcarii odnotowały ten atak bardziej niż go potępiły, a i tak wydaje się, że nie miał on żadnych konsekwencji prawnych. Co najwyżej miał reperkusje polityczne, o ile był kolejnym elementem strategii, która ostatecznie doprowadziła do zerwania przez Uniwersytet w Lozannie strategicznego partnerstwa z izraelskim uniwersytetem kilka tygodni później.
Argumenty wątpliweOczywiście, władze uniwersyteckie nie mogą publicznie przyznać, że uległy presji ze strony stosunkowo niewielkich, ale niezwykle agresywnych grup i ich zwolenników. Albo powołują się na „ekspertów” (takich jak Uniwersytet Genewski), albo na „komisję etyczną” (taką jak Uniwersytet w Lozannie), która po dokładnym rozważeniu doszła do wniosku, że współpraca z Uniwersytetem Hebrajskim nie jest już możliwa. Co ciekawe, w żadnym momencie nie ujawnia się, kim są ci eksperci lub członkowie komisji, według jakich kryteriów przyznano im to upoważnienie, ani na jakich naukowych źródłach, informacjach i rozważaniach opierają się ich wnioski.
Martial Trezzini / Keystone
Brakuje również całkowitej refleksji nad tym, czy uniwersytety są faktycznie zobowiązane do przyjęcia odpowiedzialności politycznej za działania państw, w których się znajdują. I z pewnością nie kwestionuje się funkcji uniwersytetów w Izraelu, a zwłaszcza Uniwersytetu Hebrajskiego, który w zaostrzającym się klimacie politycznym w trakcie wojny zapewnia przestrzeń dla głosów wszystkich przekonań politycznych, ideologicznych, a nawet etnicznych — tym samym, ironicznie, robiąc dokładnie to, czego konsekwentnie odmawiają ci, którzy wzywają do ich bojkotu.
Jedynym szwajcarskim elementem, niestety, trzeba powiedzieć, który wyłania się z natury środków tych uniwersytetów, jest powściągliwość, z jaką są one komunikowane i wdrażane. Podkreśla się na przykład, że partnerstwo z Uniwersytetem Hebrajskim nigdy nie zostało faktycznie wdrożone w konkretnych projektach lub w formie wymiany studentów – a ponadto indywidualne współprace między wykładowcami na poszczególnych uniwersytetach są oczywiście nadal dozwolone. Po tym etycznie nacechowanym oświadczeniu następuje, po dochodzeniu, pospieszne, ale dyskretne zapewnienie, że ani konsekwencje, ani intencje nie są tak gorące, jak się wydają.
Niemieckojęzyczna Szwajcaria robi to lepiejJUMS odpowiedział na głośne działania podjęte przez oba uniwersytety komunikatem prasowym na temat działań Uniwersytetu Genewskiego oraz listami do Wielkiej Rady i Rady Rządowej Kantonu Vaud dotyczącymi działań Uniwersytetu w Lozannie. Stowarzyszenie próbuje wykorzystywać demokratyczne metody przekonywania bez zakłócania działalności uniwersytetu samouwielbieniem. Wiara w siłę dobrego argumentu jest zgodna z rozumieniem świata akademickiego, tak jak się tego nauczyliśmy i nadal staramy się stosować w naszych instytucjach.
Georgios Kefalas / Keystone
A co z niemieckojęzyczną Szwajcarią? Istnieją prawdziwe wysiłki na rzecz promowania dialogu, szczególnie ze strony kierownictwa uniwersyteckiego. Na przykład rektorat Uniwersytetu w Bazylei zachęcił wydziały Studiów Bliskowschodnich i Studiów Żydowskich do zorganizowania cyklu wykładów obejmującego najszersze możliwe spektrum opinii akademickich na temat „Izraela i Palestyny”, który został wdzięcznie przyjęty przez studentów i zainteresowaną opinię publiczną. Ponadto zakończenie współpracy z izraelskimi uniwersytetami nie jest przedmiotem dyskusji, jak wyjaśnili mediom przedstawiciele różnych niemieckojęzycznych szwajcarskich uniwersytetów i Szwajcarskich Federalnych Instytutów Technologicznych po wydarzeniach we francuskojęzycznej Szwajcarii.
Niemniej jednak czujność jest tu nadal wymagana. W grudniu ubiegłego roku prezydent Szwajcarskiej Federacji Gmin Żydowskich został zagłuszony podczas wykładu na Uniwersytecie w Zurychu. I każdy, kto tak jak ja służy jako punkt kontaktowy dla skarg i obaw członków żydowskiego uniwersytetu, zna dalsze doświadczenia, które pokazują nam, że nie żyjemy już w naturalnym świecie akceptacji i pluralizmu, który wydawał się nam nieodwołalny w Szwajcarii.
Utrata wpływu tych destrukcyjnych sił z pewnością leży w interesie nie tylko żydowskich członków uniwersytetu, ale także Szwajcarii jako miejsca uniwersyteckiego jako całości. Bezsensowne, motywowane politycznie bojkoty innych uniwersytetów, niszczenie kultury wolności słowa, infiltracja aktywistów i tworzenie atmosfery, w której niektórzy studenci lub wykładowcy nie ośmielają się już przyznać do swojej tożsamości, nie mogą być receptą na pomyślną przyszłość.
Alfred Bodenheimer jest profesorem żydowskiej historii religijnej i literatury na Uniwersytecie w Bazylei oraz pisarzem kryminałów. Wraz z Jacquesem Ehrenfreundem z Uniwersytetu w Lozannie jest współprzewodniczącym Stowarzyszenia na rzecz Promocji i Wsparcia Członków Uniwersytetu Żydowskiego w Szwajcarii (JUMS).
nzz.ch