Nowy Jork | Dasz mi gumę czy dom?
Brooklyn był przez długi czas motywem przewodnim twórczości Jonathana Lethema. Urodził się w 1964 roku i dorastał tam, w czasach, gdy dzielnica Nowego Jorku była wciąż uważana za niebezpieczną i cieszącą się złą sławą. Dziś jest to wyremontowana, hipsterska dzielnica, w której na każdym rogu ulicy można znaleźć sklepy z ekologiczną żywnością. Każdy nowojorski przewodnik turystyczny chwali ją jako wspaniałe przeżycie.
W swojej powieści kryminalnej neo-noir „Motherless Brooklyn” (1999) Lethem opowiedział historię prywatnego detektywa z zespołem Tourette’a, który musi walczyć o swoją wiarygodność na ulicach Brooklynu. Jego mocno autobiograficzna powieść „Twierdza samotności”, opublikowana w 2004 r., opowiada o białym nastolatku, który zmuszony jest do zaistnienia na ulicach Brooklynu pod koniec lat 70. i regularnie ponosi porażki – aż do momentu, gdy jako młody punk przemierza Manhattan i doświadcza wyzwolenia. Ta 700-stronicowa powieść, opowiadająca o miejskiej subkulturze, pojawieniu się muzyki rap na szkolnych podwórkach i lewicowych artystach uwięzionych między uliczną sławą a rasizmem, słusznie spotkała się z uznaniem krytyków.
Dwadzieścia lat temu Lethem był uważany za jednego z najważniejszych młodych autorów w USA, a krytycy często wymieniali go jednym tchem z Donem DeLillo. Inny ważny pisarz z Brooklynu tamtych lat, Colson Whitehead, który obecnie zdobywa nagrody literackie i stał się niezwykłym kronikarzem czarnego Nowego Jorku , był w tamtym czasie postacią raczej marginalną.
Teraz Lethem, który w ostatnich latach stał się nieco spokojniejszy, po raz kolejny napisał grubą jak cegła książkę o swoim regionie, której motyw przewodni bezpośrednio nawiązuje do „Twierdzy Samotności”. „Sprawa Brooklynu” jest określana jako powieść, ale tak naprawdę jest zbiorem ponad 120 literackich anegdot. Niektóre z nich mają charakter niemal reportażowy, a inne eseistyczny. Opowiadają o życiu w dzielnicy od lat 60. XX wieku do dziś.
Skupia się na młodych ludziach z Dean Street, gdzie Lethem dorastał i gdzie rozgrywa się akcja jego powieści „Twierdza samotności”. Mowa tu przede wszystkim o roli lewicowych, białych rodzin o subkulturowych wpływach, które wprowadziły się do tych podupadłych dzielnic. Czy te działania białej, wykształconej klasy średniej na terenach, na których dominowali czarnoskórzy i Portorykańczycy, były przejawem imperializmu kulturowego, kładącego podwaliny pod późniejszą gentryfikację?
Biali rodzice aktywnie działali w sąsiedztwie, ale często pozostawali w swoim własnym gronie, w swojej własnej bańce kulturowej i społecznej. Jednak dla ich dzieci życie w sąsiedztwie często oznaczało ryzyko. Lethem nazywa to „tańcem”, który wykonywano, gdy starsza, czarnoskóra młodzież regularnie zabierała coś zamożniejszym (białym) nastolatkom, na przykład kawałek pizzy, gumę do żucia lub drobne. Ukryty w skarpetce dolar, który rodzice ostatecznie dawali, aby „wykupić sobie wyjście z sytuacji” w nagłych wypadkach, stał się integralną częścią porządku społecznego.
Ale kogo stąd zabieramy? Kto coś przywłaszcza? Czy biali rodzice przejmują całe nieruchomości i ulice? A czarnoskórym dzieciakom kawałek pizzy czy drobne? Lethem zadaje te pytania raz po raz i udziela dramatycznie ułożonych odpowiedzi, które rozkłada niczym bukiet kwiatów, okraszonych anegdotami z Brooklynu.
Chodzi o bunt młodzieńczy, ale w innych kręgach społecznych. W części zawierającej elementy literatury faktu Lethem odniósł się również do krążących wówczas w mediach doniesień o niebezpiecznej młodzieży czarnoskórej. Według jego danych statystycznych w latach 1973–1981 odnotowano znacznie mniej przestępstw wśród młodzieży innej rasy niż biała niż wcześniej. Zamiast tego coraz częściej padali ofiarą przestępstw popełnianych przez białą młodzież. Jednak na tych 450 stronach nie ma prawie żadnych prawdziwych przestępstw, choć dwie historie kończą się okropnie na samym końcu.
Oprócz porównania rzekomo postrzeganych wydarzeń z rzeczywistością społeczną, Lethem opowiada o rodzinach, które kupiły tanie domy w okolicy. Kamienice , zabytkowe domy z piaskowca, z których słynie Brooklyn, stały się pożądanymi nieruchomościami, których wartość od tego czasu drastycznie wzrosła. Hippisi tamtych czasów stali się milionerami. Ulica Dean Street, położona w sercu popularnej i modnej obecnie dzielnicy Boerum Hill na Brooklynie, stała się wzorem dla rozwoju nieruchomości i kultury. „Wy gentryfikowaliście gentryfikację” – wyolbrzymia oskarżenie pod adresem starzejącego się autora, gdy ten odwiedza swoje stare rodzinne miasto, o którym napisał książkę.
Bohaterowie Lethema nie mają imion, co najwyżej literę jako skrót, lub też ich imiona pochodzą od cech charakterystycznych. Jest też „krzykacz”, który ciągle stoi przy oknie i krzyczy na zewnątrz. Albo „gaduła”, który kręci się po barach i wszystko wie lepiej. „Milioner” to biały mężczyzna z bokobrodami i wiecznie pijaną żoną-artystką, który po prostu parkuje swoje błyszczące BMW przed drzwiami na Dean Street i z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie zostaje uszkodzone.
W miarę czytania książka staje się wielkim dziełem o Brooklynie, opisującym rozwój najróżniejszych postaci na przestrzeni dekad. Styl narracji, który znów niejasno przypomina słynną powieść Johna Dos Passosa „Manhattan Transfer” (1925). „Sprawa Brooklynu” to nie tylko kronika modnej dzielnicy, ale powieść o społecznych, kulturowych i politycznych mechanizmach wielkiego miasta, która nigdy wcześniej nie została opowiedziana w ten sposób. Jonathan Lethem stworzył niezwykłe dzieło literackie oraz osobistą i osobistą deklarację miłości do Brooklynu.
Jonathan Lethem: Sprawa Brooklynu. n.e. Amerykański ang. przeciwko Thomasowi Gunkelowi. Klett Cotta, 448 stron, twarda oprawa, 26 euro.
nd-aktuell