Nieporozumienie liberałów: wybory w Polsce ujawniają fundamentalne problemy wszystkich współczesnych demokracji


Polska jest najważniejszym państwem członkowskim UE w Europie Wschodniej. Można by więc założyć, że wynik wyborów prezydenckich w Polsce — co dla wielu było zaskoczeniem — zelektryzuje europejską opinię publiczną. Ale tak się nie stało. Dzień po wyborach wydarzenie to zostało już zdegradowane do statusu „również bieżącego” w serwisach informacyjnych, a dzień później całkowicie zniknęło.
NZZ.ch wymaga JavaScript do ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Świadczy to o ogólnym braku zainteresowania Europy Zachodniej krajami Europy Wschodniej. Pomija również fakt, że wybory w Polsce uwypukliły dylematy, które nie są wyjątkowe dla Polski. Rafał Trzaskowski, proeuropejski prezydent Warszawy i bliski rządowi Donalda Tuska, nie wygrał wyborów. Zwycięzcą – choć nieznacznie – był politycznie niedoświadczony nowicjusz Karol Nawrocki, którego wysunęła prawicowa nacjonalistyczna partia PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Polska, która właśnie powróciła na normalną ścieżkę UE, wydaje się być zdecydowana na ponowne podążanie swoją dziwnie archaiczną ścieżką narodową. Wybory w Polsce działają jak znak ostrzegawczy, uwypuklając fundamentalne problemy wszystkich współczesnych demokracji.
Dwie przeciwległe stronyPodobnie jak we wszystkich wyborach w ciągu ostatnich dziesięciu lat, stało się jasne, że Polska jest w pewnym sensie złożona z dwóch równych połówek. Jedną połowę stanowią – mówiąc ogólnie – mieszkańcy miast i osoby wykształcone, które korzystają z ogromnej modernizacji gospodarczej kraju. Drugą połowę stanowią głównie mieszkańcy wsi i osoby mniej wykształcone. Często są w niekorzystnej sytuacji, ale przede wszystkim nowy, odważny świat modernizacji i przyspieszenia jest im obcy.
Oba obozy są jak ściśle powiązane bloki. Kiedy Donald Tusk wygrał wybory parlamentarne w październiku 2023 r., wielu miało nadzieję, że uda mu się rozpuścić tę sztywną polaryzację i pozyskać wielu sceptyków modernizacji. To wyraźnie się nie udało. Cokolwiek zrobił, połowa elektoratu nie ufała Tuskowi w bardzo fundamentalny sposób.
Zawiera to również lekcję dla innych państw europejskich. Emmanuel Macron swoim srebrnym językiem i przebudzonymi przemówieniami nie zdołał zepchnąć Rassemblement national do defensywy. Podobnie jak wątpliwe jest, czy jakakolwiek spójna „dobra polityka” może pozbawić AfD aury partii ludowej. Janusz Reiter, były ambasador Polski w Niemczech, tak wyjaśnił sukces Karola Nawrockiego, który jest bliski prawicowemu nacjonaliście PiS: „W zasadzie obiecał: zreformujemy Polskę, ale nie zreformujemy polskich wartości. Nie podlegają one dyskusji”.
Podczas kampanii wyborczej Nawrocki odwoływał się do niewielu rzeczy bardziej żarliwie niż do normalności. Łatwo to wyśmiać. W szybko zmieniającym się świecie to, co można by nazwać „normalnością”, szybko zanika. Wiele rzeczy, które kiedyś były pewne, nie może być już traktowane jako coś oczywistego; jest coraz mniej tradycji, które są ważne od wieków i są oczywiste. Tradycji, które opierają się na sobie, bez żadnego uzasadnienia.
Liberalne nieporozumienie leży w przekonaniu, że wystarczy tylko dokładnie wyjaśnić ten fakt – a wszyscy będą przekonani, że lepiej dostosować się do przyspieszającego zamieszania teraźniejszości. Ale właśnie tego wielu wyborców uparcie odmawia. Dla nich normalność pozostaje normalnością. Bratwurst pozostaje bratwurst. Rodzina pozostaje rodziną: ojciec, matka, dziecko(dzieci).
Oświecenie ma trudności z poradzeniem sobie z tym. Wściekli uważają liberałów za aroganckich, wszystkowiedzących i, przede wszystkim, widzą w nich posłańców wrogiego świata. Nie wierzą w ani jedno słowo, które mówią. To może być jeden z powodów gwałtownego wzrostu liczby fałszywych wiadomości i kłamstw. Karol Nawrocki wygrał wybory, mimo że nie miał czystej karty. Był chuliganem, rzekomo dostarczającym prostytutki i angażującym się w oszukańcze transakcje mieszkaniowe.
W świecie Tuska to go dyskwalifikowało, ale nie wśród wyborców w bloku konserwatywnym. Chociaż uczciwość i rodzina są tam wysoko cenione, a Kościół katolicki odgrywa ważną rolę, Nawrocki został wybrany. Chociaż w tym środowisku wiadomo było, że zarzuty są zasadne, ludzie uwierzyli Nawrockiemu, gdy wszystkiemu zaprzeczył. Tutaj praktykowane jest nowe rozumienie prawdomówności.
Socjolog Krzysztof Wojciechowski powiedział o niespodziewanym triumfie fałszywych twierdzeń: „Wykazujesz siłę, kiedy potrafisz uwolnić się od prawdy i stać się niezależnym”. Dotyczy to Nawrockiego w takim samym stopniu, jak Trumpa i Alice Weidel. Odrzucenie logiki jest uważane za siłę życiową, cechę kogoś, kto ma moc, by po prostu zignorować prawa matematyki, a także zasady logiki i przyzwoitości. W tym świecie liberał jest uznawany za słabeusza — ale mimo to niebezpiecznego.
Płynność sytuacji, mimo pozornej niezmienności obu bloków, pokazuje fakt, że większość młodych ludzi w Polsce tym razem zagłosowała na prawicę, pomagając tym samym Nawrockiemu w zwycięstwie – podczas gdy koalicja wyborcza Tuska wygrała wybory parlamentarne w październiku 2023 r. tylko dzięki poparciu młodych wyborców. Według sondażu 55 proc. przedsiębiorców zagłosowało na liberalno-konserwatywnego kandydata na prezydenta Rafała Trzaskowskiego. To większość, ale wąska.
Biorąc pod uwagę, że rozwijająca się gospodarka Polski faktycznie potrzebuje UE, wolnego handlu i liberalizmu, który niekoniecznie jest związany z tradycją, zaskakujące jest, że tak wielu przedsiębiorców nie głosowało na ekonomicznego liberała Trzaskowskiego. Pokazuje to, że liberalizacja gospodarcza nie musi automatycznie iść w parze z liberalizacją polityczną i, przede wszystkim, społeczną. Możesz być fanem AI i fundamentalnie odrzucać prawo do aborcji.
Nie jest to również wyłącznie polskie zjawisko: Elon Musk jest podobnie skonstruowany. A Chiny nie są jedynym krajem, który od dawna pokazuje, że szybka modernizacja niekoniecznie prowadzi do otwartego społeczeństwa. Szkoccy myśliciele oświeceniowi z końca XVIII wieku byli nadal pewni, że podział pracy i rozkwit przemysłu prędzej czy później doprowadzą do liberalnego społeczeństwa bogatych i wolnych ludzi. Polska, między innymi, udowadnia dziś, że było to prawdopodobnie przedwczesne marzenie.
A Polska ujawniła kolejną słabość liberalnego systemu partyjnego. W tym systemie przyjmowano za pewnik, że to mniej lub bardziej kosmopolityczne elity kształtują politykę. Polska pokazuje, że można robić rzeczy inaczej. I że liberalne spektrum jest tym faktem zdezorientowane. Karol Nawrocki nie jest pierwszą osobą, która awansowała bezpośrednio z przedpolitycznego i nieco ponurego królestwa na wysokie stanowisko rządowe. Jego wyobcowanie z instytucji nie zaszkodziło mu, ale wręcz mu pomogło. Z drugiej strony partie lewicowe, liberalne i liberalno-konserwatywne mają coraz większe trudności z wykreowaniem przekonujących młodych talentów. I tak na platformę startową wypychane są niewłaściwe osoby.
Weźmy na przykład USA. Połowa z czternastu powojennych prezydentów Ameryki należała do Partii Demokratycznej. Jednak ta partia, przesiąknięta tradycją i głęboko zakorzeniona w klasie średniej oraz powiązana z głównym nurtem, ostatnio po prostu nie znalazła odpowiedniego kandydata na prezydenta: po prostu nie było alternatywy dla bladej Kamali Harris. A w 2016 roku partia popełniła już błąd, wybierając Hillary Clinton, kandydatkę, która, choć dobrze przyjęta w partii, była postrzegana poza kręgami liberalnymi jako arogancka przedstawicielka klasy wyższej.
Burżuazyjne partie Francji będą miały podobne trudności, gdy będą szukać kogoś, kto może rzucić wyzwanie Rassemblement national w wyborach prezydenckich. I dokładnie to wydarzyło się w Polsce: Rafał Trzaskowski był złym kandydatem dla obozu burżuazyjnego. Ale nie było lepszego.
Prezydent Warszawy jest raczej konserwatywny; w Niemczech jego platformą polityczną byłaby CDU. Jednocześnie należy do elity miejskiej i czuje się zobowiązany do oddania hołdu stylowi życia postępowych mieszkańców miast. Na przykład kazał usunąć krzyże ze stołecznych szkół i wspierał społeczność LGBTQ. To mogło mu pomóc w miastach, ale nie na wsi – gdzie oczywiście zauważono również, że Trzaskowski robił to ze względów taktycznych. Stworzyło to wrażenie, że nie był „autentyczny”. Jego własne środowisko wspierało go bez przekonania, ale dla jego oponentów był jaskrawym przykładem liberalnej hipokryzji.
Liberalne partie w najszerszym sensie najwyraźniej coraz bardziej walczą o wykreowanie kandydatów zdolnych zdobyć większość. Kandydaci ci musieliby być w stanie połączyć liberalne przekonania z poczuciem prawowitości stanowisk, które są popularne poza kręgami liberalnymi.
Liberalna demokracja jest w niebezpieczeństwie utraty swojej inkluzywnej mocy. Jest to niewątpliwie częściowo spowodowane uwodzicielską mocą populistów, którzy działają z iluzją prostych, przyjemnych rozwiązań. Ale jest to również, i nie bez znaczenia, spowodowane niepowodzeniami tych, którzy twierdzą, że mają pierwszeństwo w liberalizmie i demokracji. Jeśli burżuazyjni demokraci chcą pozostać zdolni do rządzenia, muszą udowodnić, nie tylko werbalnie, że są częścią społecznej większości.
Thomas Schmid jest dziennikarzem i publicystą. Był redaktorem naczelnym i wydawcą gazety „Welt”.
nzz.ch