«Kiedy byliśmy siostrami»: Melancholia w raju dla wszystkich


Dla 15-letniej Valeski będą to najlepsze wakacje w jej życiu. I najokrutniejszy. Kilka dni spędzonych w bezdusznym pensjonacie na greckiej wyspie ma na celu zjednoczenie ich „zlepionej” rodziny. Matka Valeski, Monica, i Jacques, ojciec Leny, są świeżo zakochani.
NZZ.ch wymaga JavaScript do prawidłowego działania ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub program blokujący reklamy obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Określenie „patchwork” mówi wszystko: coś trzeba naprawić. Cała czwórka to zlepek osób, które są ze sobą chaotycznie powiązane i którym nie udało się sprostać konwencjonalnemu wizerunkowi rodziny. Jednak szwajcarski film „When We Were Sisters” jasno pokazuje, że Valeska nie cierpi z powodu nowego składu, ale z powodu swojej rodziny nuklearnej.
Jasna sceneria Krety pomaga widzowi zrozumieć to, co dzieje się w rodzinie. Nad morzem, przy basenie, pod słońcem – krajobrazy na zewnątrz są lekkie i beztroskie. Wszędzie w środku – w pokojach motelu, w restauracjach, które odwiedza rodzina – rany się otwierają.
Dwie siostry i dwóch szaleńcówPoczątkowo relacje między Valeską (Paula Rappaport) i nieco młodszą Leną (Malou Mösli) są napięte. Potem zostają przyjaciółmi. Valeska i Lena rozmawiają o rodzicach, którzy nie są częścią ich życia, wskakują nocą do basenu, zsuwają łóżka i niezręcznie tańczą. Przy ognisku na plaży, obie kobiety ogłaszają się siostrami. Przypieczętowują przysięgę poprzez obcięcie sobie nawzajem pasma włosów i wrzucenie go do ognia. Tymczasem Monica i Jacques oddalają się od siebie.
Bezrobotny ojciec (Carlos Leal) zwraca się do swojej nowej dziewczyny imieniem byłej żony, której zdjęcie wciąż nosi w portfelu, i codziennie upija się. Matka (Lisa Brühlmann) popada w niepewność i wybucha gniewem, staje się agresywna za zamkniętymi drzwiami motelu, bije córkę i obwinia ją o wszystkie niepowodzenia w związku z jej nowym chłopakiem. Valeska znosi to stoicko. „Nie zostawiaj mnie samej z tymi szaleńcami” – powiedziała kiedyś Lena. Lena uparcie próbuje dać Valesce do zrozumienia, że nie jest „taka jak one”. W chwilach nadziei dwie samozwańcze siostry zapominają, że tkwią w dwóch odrębnych życiach.
Reżyserka i aktorka Lisa Brühlmann znajduje poruszające obrazy. Wyblakła od słońca kolorystyka, spokojna praca kamery i montaż pozwalający na zatrzymywanie ujęć i oglądanie ich przez widza.
Akcja rozgrywa się w latach 90. XX wieku. W ten sposób Brühlmann uwalnia się od dzisiejszego hałasu. Uwalnia się od ducha epoki, od sieci społecznościowych. Oraz dzięki obecności smartfonów, które dałyby bohaterom dostęp do reszty świata i, w zamian, mogłyby zinfiltrować ich własny. Historia pozostaje w dysfunkcyjnej rodzinie – jest migawką, nie ma ani „przed”, ani „po”.
„Kiedy byliśmy siostrami”, który miał premierę na Festiwalu Filmowym w Zurychu w zeszłym roku i obecnie wchodzi na ekrany kin, rozwija swoje subtelne napięcie. Ciągła gra podpowiedzi i oczekiwanie widza sprawiają, że rozmowy stają się na tyle zrozumiałe, że pozwalają na wyciągnięcie wniosków na temat powiązań i tła. Film traci sens w momencie, gdy reżyserka uważa, że musi być konkretna. W jednej ze scen matka, tuląc się na hotelowym łóżku, opowiada córce, jak skomplikowany był jej poród i że lekarze powiedzieli jej później, że nie będzie już w stanie zajść w ciążę. Ale ona nadal ją kocha. Głaszcze się po policzku.
Lisa Brühlmann była bardziej eksperymentalna i opowiadała historie odważniej. W swoim debiutanckim filmie fabularnym z 2018 roku „Blue My Mind” nastolatka Mia rozpaczliwie próbuje odnaleźć się w niepewnym życiu w nowej szkole i na progu dorosłości. W makabryczny sposób dowiaduje się o narkotykach, seksie i swoim ciele. Ponieważ w pierwszym okresie sytuacja zaczyna się zmieniać. Mia przemienia się w syrenę. Film zdobył międzynarodowe nagrody, a Brühlmann stała się wielką szwajcarską nadzieją reżyserską swojego pokolenia. Później mogła reżyserować odcinki różnych seriali, w tym brytyjsko-amerykańskiej produkcji kryminalnej „Obsesja Eve” – za którą otrzymała nominację do nagrody Emmy – thrillera psychologicznego „Servant” wyprodukowanego przez reżysera „Szóstego zmysłu” M. Night Shyamalana oraz „Castle Rock”, amerykańskiego serialu opartego na powieściach Stephena Kinga.
W nowym dziele Brühlmanna nie znajdziemy zaskakujących zwrotów akcji, jak w „Blue My Mind”. Mimo wszystko „Kiedy byliśmy siostrami” to dramaturgicznie proste kino narracyjne bez długich fragmentów, które budują napięcie, od którego trudno się uwolnić, choć chciałoby się to zrobić w przypadku niektórych zbyt przytłaczających scen.
Podczas wakacji w Grecji dwie siostry, które tu krótko przebywały, wykopały w sumie trzy małe groby. Pierwszy dotyczy ptaka, który tonie w basenie. Drugie jest puste, przeznaczone dla psa Leny, który na początku ucieka z motelu i którego nie mogą znaleźć. Valeska sama kopie tego trzeciego. W wyniku trudnego finału w końcu udaje jej się zbuntować przeciwko matce. Film nie pozostawia widza całkowicie zniechęconym.
nzz.ch