Przestałem oddychać ponad 20 razy w nocy — jedna rzecz zmieniła sposób, w jaki śpię

Niewiele jest rzeczy ważniejszych dla ogólnego dobrego samopoczucia niż dobry sen . I nic nie uwydatnia go bardziej niż trudności z zasypianiem.
To coś, z czym zmagałam się przez całe dorosłe życie i po latach zmagań w końcu uznałam, że mam dość i poprosiłam lekarza rodzinnego o skierowanie do zespołu ds. snu przy lokalnej radzie zdrowia. Czekanie na wizytę zajęło pięć lat ( drobna sprawa globalnej pandemii mogła mieć w tym swój udział ), ale w końcu udało mi się umówić na wizytę u specjalisty pod koniec zeszłego roku.
Mój kochany partner powiedział mi, że czasami przestaję oddychać, gdy śpię, a zespół ds. snu w zarządzie zdrowia stwierdził, że przestałam oddychać nie mniej niż 22 razy w ciągu nocy, gdy byłam monitorowana – jest to schorzenie znane jako bezdech senny.
Brzmi to jak dużo – i oczywiście nie jest to idealne – ale najwyraźniej jest to uważane za dość średni poziom w przypadku bezdechu sennego. Słyszałem o aparatach CPAP (ciągłego dodatniego ciśnienia w drogach oddechowych), ale o ile wiem, nigdy ich nie widziałem.
Niewielkim zaskoczeniem było otrzymanie zaskakująco nowoczesnego urządzenia – eleganckiego, czarnego pudełka wielkości chlebaka, z długim wężem przymocowanym do silikonowej maski. Urządzenie działa poprzez utrzymywanie dróg oddechowych otwartymi poprzez wtłaczanie sprężonego powietrza przez maskę.
Zakładając maskę po raz pierwszy, pomyślałem, że wyglądam trochę jak Bane z filmu o Batmanie „Mroczny Rycerz Powstaje”. Niestety, kiedy ją zdejmuję, nie wyglądam jak Tom Hardy.
Urządzenie ma sporo ustawień do regulacji, ale ostatecznie jest to tak proste, jak naciśnięcie przycisku, aby włączyć je i wyłączyć po przebudzeniu. Mam z niego korzystać zawsze, gdy śpię, nawet jeśli to tylko krótka popołudniowa drzemka — i jestem zaskakująco szybko się do tego przyzwyczaiłem.
Spodziewałem się, że będę miał problem ze snem w masce ciasno przylegającej do twarzy, ale tak naprawdę prawie jej nie zauważam. Jedyne, co mnie naprawdę drażni, to to, że budzę się, gdy działa na pełnej mocy i wdmuchuje mi do płuc strumień sprężonego powietrza – ale na urządzeniu jest przycisk, który pozwala mu spuścić ciśnienie właśnie w takiej sytuacji.
Nie jest też wcale tak głośny, jak się spodziewałem. Spodziewałem się czegoś w rodzaju silnika odrzutowego przy moim łóżku, ale tak naprawdę nie jest nawet tak głośny, jak wentylator biurkowy. Chyba że zdejmiesz maskę lub wyciągniesz wąż, gdy jest włączony, wtedy wydaje alarmująco wściekły dźwięk ssania. Nauczka na przyszłość.
Ale nie da się ukryć faktu, że to nie jest najbardziej elegancka maszyna na świecie. Z maską przypiętą do twarzy i długim wężem ciągnącym się za nią, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że przypomina mi się scena z Obcego, kiedy to stwór-twarzacz przyczepia się do Johna Hurta. Na szczęście mój cierpliwy partner twierdzi, że mu to nie przeszkadza.
Ale czy po sześciu miesiącach czuję jakąś różnicę? Szczerze mówiąc: nie bardzo.
Nadal budzę się ledwo wypoczęty – ale liczba nocy, w których przestaję oddychać, spadła z ponad 20 do zaledwie dwóch lub trzech, co może być tylko dobrą wiadomością. Podobno mam wizytę kontrolną za dwa lata, więc może wtedy poczuję się inaczej.
Daily Express