Tatiana Bułanowa została wybrana swoim najlepszym mężem

- Żyję dla rodziny, ale dla mnie praca jest również bardzo ważna - mówi Tatiana. - Chociaż pracuję, oczywiście, dla rodziny.
- Byłeś żonaty trzy razy w życiu. Czy to znaczy, że jesteś kochliwy?
– Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że jestem monogamiczna. Rozumiem to uczucie – miłość. Ale nie mogę nazwać siebie kochliwą. Kochałam wszystkich moich mężów. Oczywiście, trzeciego kocham najbardziej (śmiech). Ale generalnie jestem bardzo wierną osobą. To absolutna prawda.
- Dlaczego uważasz, że nie udało ci się stworzyć rodziny raz na zawsze?
– Nie wiem. Niestety, tak się zdarza. Może to i ja jestem temu winna. Myślę, że w takich historiach nigdy nie jest to wina jednej osoby. Przyczyna, z reguły, leży po stronie obojga małżonków. Nadal przyjaźnię się z moim pierwszym mężem (producentem Nikołajem Tagrinem – autorem). Niedawno miał urodziny, złożyłam mu życzenia. To normalny człowiek: kulturalny, inteligentny. Nadal pracujemy razem – to podstawa.
- Powiedziałaś, że kochasz swojego obecnego męża Walerego bardziej niż kogokolwiek innego. Czy macie idealny związek?
– Mam nadzieję, odpukać, mam nadzieję, że nie zapeszę. Nigdy tak naprawdę nie miałam takiego związku jak teraz. Wszystkie trzy moje małżeństwa były zupełnie inne. Każde z nich miało swoje plusy i minusy. Teraz, z trzecim mężem, plusów jest więcej. I szczerze mówiąc, nawet nie pamiętam minusów. A jeśli nawet jakieś są, to są bardzo nieistotne, niezauważalne. Oczywiście, nie jest tak, że wszystko jest zawsze w porządku. Ale jeszcze się nawet nie pokłóciliśmy.
- Czy to prawda?
- Tak, nie mieliśmy ani jednego poważnego skandalu przez te dwa lata. Mam nadzieję, że w przyszłości nie będzie żadnego.
- Jak myślisz, jaki jest sekret takiej sielanki?
– W miłości. Kiedy jest miłość, jest szacunek, jest cześć, chęć ustępstwa, a nie kłótni. My z Valerą mamy to wszystko.
- W przeciwieństwie do ciebie, on w ogóle nie jest osobą publiczną! Nie przeszkadza ci to?
- Tak, dobrze zauważyłeś. Rzadko się ze mną gdziekolwiek pojawia. Wychodzi tylko wtedy, gdy sama go o to poproszę, albo gdy potrzebuję jego pomocy, albo gdy razem znajdziemy się w tym samym mieście. Dzięki Bogu, że nie jest osobą publiczną (śmiech). Nawet mi się to podoba.
- Masz dwójkę dzieci z poprzednich małżeństw. Czy Walery od razu znalazł z nimi wspólny język?
- Tak, od razu zaczął dobrze komunikować się z dziećmi. Zresztą oboje moich dzieci, mimo że urodziły się pod znakiem Ryb, mają różne charaktery. Ale Walera potrafiła nawiązać doskonałe relacje zarówno ze starszym, jak i młodszym.
- Twój najmłodszy syn niedawno zaczął śpiewać...
– W wieku 17 lat wydał już cały album. Pobił nawet swoją matkę (śmiech). W jego wieku nie nagrałem ani jednej piosenki.
- Nikita ma w jednej ze swoich piosenek taki wers: „Mama mówi, że nie zdam egzaminu państwowego”. Czy ostatecznie zdałeś wszystko?
- Tak, już zapisał się na Instytut Technologii i Projektowania. Nie będę jednak wymieniał wydziału: jakaś modna specjalizacja związana z brandingiem i marketingiem. Zobaczymy, jak pójdzie. Teraz musi się uczyć. Zapisy to dopiero pierwszy krok. Najważniejsze, żeby mu się podobało.
- Czy słynne imię matki twoich synów im nie przeszkadza?
– Wydaje mi się, że starszy syn cierpiał z tego powodu bardziej niż młodszy. Młodszy znosi to lżej.
- Tatiana, patrząc na ciebie, nie powiedziałabyś, że skończyłaś w tym roku 56 lat: wyglądasz bardzo młodo. Na ile lat się czujesz?
– Mam około 27 lat (śmiech). Nie robię nic specjalnego. Rzadko chodzę do kosmetologów. Ale mam lekarza, do którego chodzę od dawna. Nie rozumiem procedur: oni wiedzą lepiej, czego potrzebuję. Jedyny problem jest taki, że ostatnio nie robię zabiegów sprzętowych. Kiedyś robiłam, ale teraz nie mogę. Po nich potrzebny jest okres rehabilitacji, na który niestety mnie nie stać.
– Twoje piosenki stały się teraz bardzo popularne wśród młodzieży. Czy myślałeś, kiedy miałeś tak duży sukces, że miłość ludzi przetrwa tyle lat?
- Zły żołnierz to taki, który nie marzy o zostaniu generałem. Oczywiście, chciałem być rozchwytywanym artystą. I to właśnie dzieje się teraz. Ale nie miałem żadnych nagłych sukcesów. Powstaliśmy w 1990 roku. Kolya Tagrin (pierwszy mąż piosenkarki – autor) stworzył nasz zespół „Summer Garden”. Jak inni artyści, którzy nie mają nikogo, kto by ich poruszył, nie było nam łatwo. Nie zostaliśmy przyjęci od razu. Pierwsze komentarze na temat naszych piosenek były krytyczne.
- O czym ty mówisz!
- Tak. Mówili na przykład, że nie było jasne, kto śpiewa: chłopiec czy dziewczynka. A potem była piosenka „Don't Cry”, nad którą pracowaliśmy cały rok. Nie mieliśmy producentów ani sponsorów – wszystko robiliśmy sami. Pamiętam, że jedna zmiana w studiu trwała cztery godziny. Mieliśmy tylko tyle pieniędzy, ile potrzeba na jedną zmianę. W tym czasie musiałem nagrać osiem piosenek, cały album. Teraz rozumiem, że to był niebiański czas. Teraz potrafię zaśpiewać 15 piosenek w cztery godziny. Muszę oddać Kolyi sprawiedliwość, od razu powiedział: „Jest nas czterech. Dzielimy się zarobkami po równo”. Zanim Kola wpadł na pomysł „Summer Garden”, pracował w innych zespołach i był świadkiem, jak wszystko się rozpadało, zanim jeszcze się zaczęło. Właśnie z powodu sporów finansowych. U nas czegoś takiego nie było.
- Kiedy stałeś się gwiazdą, jak przyjęli cię inni, bardziej znani artyści?
– Skąd miałem wiedzieć? Nie powiedzieli mi prosto w twarz: „O, ta a ta, przyszła” (śmiech). Pewnie, jak każdy starszy artysta, było w tym coś (zazdrość) wobec młodszej. Chociaż ja na przykład nikomu nie zazdroszczę. Jeśli podoba mi się jakiś artysta, mogę mu o tym od razu powiedzieć. Pamiętam, jak pojawił się Shura, miałem ogromną ochotę podejść do niego i powiedzieć, jaki jest świetny! Ale nie zrobiłem tego: było mi wstyd.
- Czy i Pan nie znudził się wzmożoną uwagą po tylu latach?
– Mam wyjątkową zdolność do zmiany wyglądu. Kiedy zakładam zwykły dres i buty, nikt mnie nie rozpoznaje. Spokojnie poruszam się po Petersburgu komunikacją miejską, którą bardzo lubię. Mieszkam w centrum i wiem, które autobusy i trolejbusy dokąd jadą. Ściągnęłam też aplikację na telefon, jest bardzo wygodna. Poruszam się całkowicie spokojnie – nikt mnie nie rozpoznaje. Jeśli jednak nagle zacznę rozmawiać przez telefon, ludzie oczywiście się rozglądają.
mk.ru