Dziwna reakcja konsultanta na powikłania związane z moim nowotworem wprawiła mnie w osłupienie

Patrząc w lustro, obserwowałam, jak mój stylista powoli strzygł moje włosy. Przez lata wielokrotnie siadałam na tym samym krześle, zazwyczaj przed rozmowami o pracę, przed świętami Bożego Narodzenia lub po to, by poczuć euforię przed wakacjami. Przez lata zawsze wychodziłam z salonu z uczuciem szczęścia, wychodząc z nową fryzurą. Dzieliłam chwile szczęścia z moim fryzjerem i wiele się nauczyłam o tym, jak Słowacy obchodzą Boże Narodzenie .
Rozmawialiśmy o tym, że nie mam szczęścia w miłości i zastanawialiśmy się, skąd mogłem ją znać, zanim ją poznałem, bo była jedną z kobiet, które 20 lat temu robiły crowdsurfing z baru w pobliskim O'Neill's. I oczywiście, jako że jesteśmy w Wielkiej Brytanii, sporo rozmawialiśmy o pogodzie i świętach.
Ale tym razem było inaczej. Zamiast wyjść szczęśliwa i dumna, by pochwalić się nową fryzurą, wyszłam z krótszą fryzurą niż kiedykolwiek wcześniej i bez cienia wątpliwości, że mam raka .
Kiedyś o chorobie mogłam zapomnieć co drugi tydzień, chyba że leżałam w szpitalu, ważono mnie, robiono badania krwi, lekarze wypytywali o biegunkę i przez wiele godzin byłam podłączona do kroplówki z chemioterapią, zajadając się mini cheddarami.
Ale teraz za każdym razem, gdy patrzę w lustro przed wyjściem z mieszkania, pojawia się trwałe przypomnienie. Krótsze włosy przypominają mi, że każdy krok to kolejny krok w stronę grobu.
Nie tak miało być. Kiedy dwa lata temu zdiagnozowano u mnie nieuleczalnego raka jelita grubego, powiedziano mi, że nie stracę włosów. Lekarz miał rację, bo nie straciłam ich wszystkich. Ale z biegiem miesięcy moja duma i radość zostały zastąpione kręconą, owczą fryzurą, która stopniowo przerzedzała się, aż wyglądała wręcz absurdalnie.
Kiedy mówię, że to śmieszne, mam na myśli, że miałam długie włosy po bokach i kawałek praktycznie niczego, który biegł grubą linią przez środek głowy.
Wspomniałam o tym konsultantowi podczas niedawnej wizyty, a on nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo przygnębiające było dla mnie to, że stopniowo traciłam swoją tożsamość.
Albo był beznadziejny w odczytywaniu mowy ciała ludzi, albo w ogóle nie miał umiejętności w zakresie zdrowia psychicznego, bo po prostu stwierdził, że łysienie to coś, co przytrafia się ludziom po czterdziestce.
Może tak było w jego rodzinie, bo już po trzydziestce zaczął cierpieć na masywne cofanie się linii włosów, ale w mojej to niespotykane. Zabieramy włosy do grobu.
I właśnie o tym grobie myślałam, kiedy poprosiłam stylistę, żeby zrobił mi włosy tak normalne, jak to tylko możliwe. Wyglądają o wiele lepiej niż wcześniej, kiedy miały te dziwne, nierówne pasma. Ale teraz to nieustanne przypomnienie mojej drogi ku śmierci.
Moje włosy rzekomo odrosną, jeśli przestanę brać chemioterapię. Ponieważ jednak mój rak jest nieuleczalny, jedynym momentem, w którym choroba zostanie zatrzymana, będzie moment, gdy leczenie przestanie działać, a guzy zniszczą mój organizm, albo gdy NHS skończy się z pieniędzy na moje leki.
Nie należę do tych szczęśliwców, którzy usłyszą, że rak zniknął lub, jak to określa się w żargonie medycznym, że „nie ma dowodów na chorobę”.
Oznacza to, że zespoły medyczne będą mogły w razie potrzeby kierować swoich pacjentów do specjalistów, aby mogli uzyskać pomoc w radzeniu sobie ze wszystkimi emocjami związanymi z rakiem, w tym z wypadaniem włosów i innymi problemami, z którymi się borykają.
A sądząc po moim ostatnim spotkaniu ze specjalistą, który nie zrozumiał, jak pacjent chory na raka może się czuć w związku z wypadaniem włosów, należy również przeprowadzić szkolenie dla zespołów medycznych, aby były bardziej świadome problemów ze zdrowiem psychicznym.
Prosimy o wsparcie naszej krucjaty poprzez podpisanie petycji, dzięki czemu będziemy mogli mieć pewność, że rząd i NHS wysłuchają naszych próśb i zagwarantują pacjentom chorym na raka wsparcie w zakresie zdrowia psychicznego.
Daily Express