Kraj samochodów, Rosja: Prawdziwym szefem jest tylko ten, kto musi ustąpić mu pierwszeństwa na drodze.

W Rosji rafinerie były ostatnio wielokrotnie podpalane. Ukraińskie ataki rakietowe uderzają nie tylko w sektor energetyczny, ale także w potężne lobby motoryzacyjne, pisze autor Andriej Kolesnikow.
Andrei Kolesnikov, Moskwa,

Reza / Archiwum Hultona / Getty
W Rosji Władimira Putina, gdzie represje polityczne praktycznie uniemożliwiają publiczne protesty, zdarzają się rzadkie wyjątki od tej reguły: w październiku kierowcy we Władywostoku i Nowosybirsku wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko drastycznemu wzrostowi opłaty za utylizację – lub mówiąc prościej, podatku od złomu – za recykling starych samochodów.
NZZ.ch wymaga JavaScript do działania podstawowych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Reżim nie ukrywa teraz, że potrzebuje pieniędzy na kontynuowanie tzw. specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie. Dlatego zwiększa obciążenia podatkowe – na przykład poprzez podniesienie podatku od wartości dodanej (VAT). Planowane jest znaczne utrudnienie życia osobom prowadzącym działalność gospodarczą, które płacą podatki w ramach specjalnego, uproszczonego systemu. Wraz ze zmniejszaniem się dochodów z ropy naftowej i gazu, władze postanowiły uczynić z ludzi źródło dochodu: ci, którzy nie wstępują do wojska, mają płacić za tych, którzy chcą iść.
Zmotoryzowany naródCi, którzy kupują importowane samochody z powodu stale niskiej jakości krajowych pojazdów, muszą sięgnąć głęboko do kieszeni. Wielu ludzi nie stać już na porządny samochód, a jego posiadanie nie jest luksusem, a jedynie sposobem na przetrwanie.
Dla wielu rosyjskich rodzin życie bez samochodu jest nie do wyobrażenia – służy on do dojazdów do supermarketu, dowożenia dzieci do szkoły i podróżowania. Wiele firm, takich jak warsztaty samochodowe, sklepy z częściami samochodowymi, firmy transportowe i importerzy pojazdów, jest bezpośrednio zależnych od samochodów.
Nie ma sensu wspierać kiepsko prosperującego rosyjskiego przemysłu motoryzacyjnego, chyba że chodzi o montaż zagranicznych samochodów w Rosji. I nie ma firm, które faktycznie zajmują się recyklingiem starych samochodów. Podatek od złomu to po prostu państwowa kradzież. I to w obszarze dotykającym życia codziennego i głęboko osobistym. Bo Rosja, ze swoim Homo sovieticus, dla którego posiadanie samochodu przez dekady pozostawało ledwie osiągalnym marzeniem, szybko stała się w pełni zmotoryzowanym krajem po upadku socjalizmu państwowego i przejściu na gospodarkę rynkową.
Nie chodzi tu oczywiście tylko o ekonomię i siłę nabywczą, ale także o psychologię, styl życia i fundamentalną ideę tego, jak powinno wyglądać życie. Dla obywateli radzieckich maksymalny, możliwy dobrobyt osobisty wyrażał się w trzyelementowej formule: „mieszkanie – samochód – dacza”. Nie każdemu udało się osiągnąć tak pomyślne wyżyny. Właściciele samochodów byli więc już wówczas uważani za zamożnych. Samochody były przedmiotem ostentacyjnej konsumpcji.
Ironiczna wypowiedź z jednego z najpopularniejszych radzieckich filmów: „Zrozumiesz życie lepiej przez okno mojego prywatnego samochodu”, podkreślała alienację urzędników średniego i wyższego szczebla od zwykłych ludzi: posiadali oni samochody służbowe, głównie modele Wołga, podczas gdy najwyższe kręgi jeździły Czajkami. Mężczyzna w innym słynnym radzieckim filmie stał się kimś w rodzaju Robina Hooda – kradł nielegalnie zdobyte samochody, sprzedawał je i przekazywał pieniądze na domy dziecka. Samochody przekształciły bezklasowe społeczeństwo radzieckie w społeczeństwo klasowe.
Samochód był również oknem na świat: popularny Żyguli to w rzeczywistości Fiat, ponieważ fabrykę zbudowali Włosi w latach 60. XX wieku. Podobnie jak prawie wszystkie rosyjskie fabryki samochodów, ta również przeszła na czterodniowy tydzień pracy, ponieważ popyt na krajowe pojazdy jest niski. Rynek jest zalewany chińskimi samochodami, ale są one zbyt drogie dla przeciętnego konsumenta. Ludzie są generalnie sceptyczni wobec chińskiego przemysłu samochodowego. Klasa średnia nadal preferuje europejskie pojazdy, kiedy tylko jest to możliwe, lub nadal jeździ swoimi starymi europejskimi samochodami.
Pytanie kobietTo samo dotyczy taksówkarzy, którzy mają teraz ograniczony wybór i pod pretekstem wspierania „krajowych producentów” są zmuszani do przesiadania się na chińskie i rosyjskie samochody. W rezultacie taksówkarzy jest coraz mniej, a ceny rosną. Większość konsumentów w miastach korzysta teraz z wygodnej usługi Yandex Taxi, która działa na tej samej zasadzie co Uber.

Michaił Tereszczenko / Imago
Lojalność wobec europejskich marek nie oznacza automatycznie lojalności wobec Europy czy zachodnich wartości – to po prostu nawyk konsumpcji wysokiej jakości dóbr ze sfery kapitalizmu. W ramach „patriotycznego zapału” powszechne było ozdabianie drogiego niemieckiego samochodu wojowniczą naklejką „Naprzód do Berlina!”. Makabryczny żart, który demonstruje niezdolność do logicznego łączenia pojęć i zdarzeń.
Specyficzna radziecka kasta, znana jako „miłośnicy samochodów” (lub „amatorzy”), rozwinęła się w ruch masowy. Podczas gdy czterdzieści lat temu trudno było znaleźć osobę lub rodzinę z choćby jednym samochodem, dziś drugie samochody są normą i praktycznie nie ma nikogo, kto nie potrafi prowadzić. Dotyczy to zwłaszcza kręgów intelektualnych w dużych miastach.
Szczególnym tematem w rosyjskiej psychologii i życiu codziennym jest prowadzenie samochodu przez kobiety. Sytuacja w tym obszarze uległa normalizacji, choć nie do końca. Jazda samochodem przez długi czas była uważana za wyłącznie męski przywilej, a nawet męski obowiązek. „Kobieta za kierownicą” była oksymoronem. Rozwój społeczeństwa konsumpcyjnego i masowa motoryzacja pomogły przełamać stare, patriarchalne stereotypy. Teraz są nawet kobiety-taksówkarze. Propagowana przez państwo ideologia nacjonalistyczna, zgodnie z którą miejsce kobiet w domu i rodzeniu dzieci, będąc pod kontrolą mężów, ma niewielki wpływ na rzeczywiste zachowania w życiu codziennym.
Jednak nigdzie elementy macho, które wciąż dominuje w Rosji – dążenie do hegemonii i pogarda dla słabszych – nie są bardziej widoczne niż na drogach. Rangę człowieka odzwierciedla również styl jazdy i rozmiar samochodu. Agresywne zachowania na drodze zaskakująco często przejawiają się w dużych, czarnych jeepach, które lubią mieć specjalne tablice rejestracyjne. Często towarzyszy im pasiasta wstążka św. Jerzego – symbol agresywnego „patriotyzmu”. Tacy kierowcy pragną jedynie podporządkować sobie innych użytkowników dróg swoją wagą, prędkością i chamstwem. Ulice i autostrady miast stają się sceną dla ich socjopatii.
Nagle przyjaciel PutinaW przypadku przejazdu kolumn samochodów z wysoko postawionymi urzędnikami panuje czysty feudalizm. Policja zatrzymuje cały ruch, aby ustąpić pierwszeństwa osobie o wysokiej pozycji, która ma prawo do używania sygnałów świetlnych i syren, a także konwojowi bezpieczeństwa. W grę wchodzą tu psychologia i psychoanaliza: szef jest szefem, gdy wszyscy mu ustępują, ponieważ ma monopol na najwyższą prędkość i nie może napotkać żadnych przeszkód. Zamknięcia dróg są również zabiegiem mającym na celu zaimponowanie zagranicznym politykom, zanim złożą hołd władcy na Kremlu.
Kiedy nowy przywódca Syrii, Ahmed asz-Szaraa, przybył niedawno do stolicy Rosji na rozmowy z Putinem, jedna z głównych arterii miasta, Aleja Lenina, prowadząca z przedmieść do centrum, była dla niego całkowicie zamknięta. Pół Moskwy wstrzymało oddech, tylko dlatego, że przywódca organizacji dżihadystycznej, do wczoraj uważanej za terrorystyczną, mógł nagle nazwać się przyjacielem Putina.
Samochód jest obiektem zainteresowania społeczeństwa masowego, a mimo to powinien być wyrazem patriotyzmu. Niedawno Waleryj Fadiejew, przewodniczący Rady Praw Człowieka przy Prezydencie Rosji, zasugerował, aby przyjrzeć się bliżej osobom, których tablice rejestracyjne nie przedstawiają flagi rosyjskiej – uznał to za ukrytą formę buntu (choć przepisy dopuszczają tablice z flagą lub bez).
Nakaz patriotyzmu coraz bardziej kłóci się z rzeczywistością. Rosyjski rząd ewidentnie pilnie potrzebuje pieniędzy na swoją „specjalną operację wojskową” i wyciska je, gdzie tylko może – od kierowców. Nie można jednak arbitralnie wywierać presji na ludzi, którzy polegają na samochodach w pracy i życiu codziennym. Dlatego reakcje, których nikt nie przewidział, są całkiem możliwe.
Andriej Kolesnikow jest dziennikarzem i pisarzem. Mieszka w Moskwie, jest felietonistą w „The New Times” i pisze dla gazety internetowej „Nowaja Gazieta”. – Przekład z angielskiego: A. Bn.

nzz.ch


