„Gdziekolwiek postawi stopę rosyjski żołnierz, tam należy do nas”: dla Putina istnieje tylko państwo rosyjskie – na Kremlu dominuje szowinistyczne spojrzenie na historię


Aleksiej Nikolski / Imago
Na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Petersburgu w zeszłym tygodniu Władimir Putin chciał właściwie mówić tylko o pozytywnych wskaźnikach wzrostu, niskim bezrobociu i inwestycjach w rosyjską infrastrukturę. Nieuchronnie jednak rozmowa wkrótce zeszła na wojnę na Ukrainie.
NZZ.ch wymaga JavaScript do ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Putin powtórzył swoją jeremiadę o ekspansji NATO na wschód, rzekomym zamachu stanu podczas Euromajdanu i zdradzie Zachodu. Zapytany, gdzie wojska rosyjskie zatrzymają się podczas inwazji, Putin odpowiedział: „Wielokrotnie mówiłem, że uważam Rosjan i Ukraińców za jeden naród. W tym sensie cała Ukraina należy do nas”. Istnieje stara zasada, która mówi: „Gdziekolwiek postawi stopę rosyjski żołnierz, należy to do nas”.
Putin jednak nie zauważył, że to imperialistyczne stwierdzenie było w rażącej sprzeczności z jego własną krytyką zachodniego „neokolonializmu”. Putin po raz kolejny sformułował swoją ulubioną teorię „złotego miliarda”: elity Zachodu wzbogaciły się kosztem globalnego Południa.
Malejąca miękka siłaNapięty występ Putina przed drugo- i trzeciorzędną publicznością (prezydent Indonezji był jedynym zagranicznym szefem państwa, który wziął udział w spotkaniu) po raz kolejny pokazał, że Rosja desperacko walczy o utrzymanie swojej słabnącej miękkiej siły. Putin nie jest w stanie przedstawić przekonującej wizji ani społeczności międzynarodowej, ani własnemu narodowi. Ponieważ Rosja straciła kontrolę nad przyszłością, obsesyjnie zwraca się ku własnej przeszłości i intensywnie prowadzi politykę historii.
Historia jest atrakcyjnym źródłem władzy: jest tania, skuteczna i łatwa do manipulowania. Dyktatorzy wiedzą, że ich demokratyczna legitymacja jest krucha. Jest to szczególnie widoczne w Rosji, gdzie Putin został ponownie wybrany na prezydenta w marcu zeszłego roku z fantastycznym wynikiem 88,5 procent głosów. Można by zapytać, dlaczego Putin w ogóle potrzebował tych manipulacji i fałszerstw. Wygrałby otwarte wybory.
Odpowiedź leży w fakcie, że Putin postrzega siebie jako ucieleśnienie „woli powszechnej”. Jego wola jest wolą narodu rosyjskiego, a ta może być tylko zjednoczona. Ale aby ludzie wiedzieli, czego powinni chcieć, potrzebny jest cały szereg technologii politycznych.
Krótko po inwazji na Ukrainę rosyjskie Ministerstwo Edukacji wprowadziło nową ceremonię szkolną. Od kwietnia 2022 r. każdy dzień szkolny w Rosji zaczyna się od podniesienia flagi i odśpiewania hymnu narodowego. Wszystkie materiały dydaktyczne w Rosji zostały już dostosowane.
W zeszłą niedzielę Putin spotkał się z lojalnymi autorami podręczników historycznych. W skład panelu weszli dwaj dinozaurzy z rosyjskiego środowiska akademickiego: minister edukacji Krawcow, który nie jest do końca pewny swojej pisowni, oraz zhańbiony minister kultury Medinsky, który natknął się na skandal plagiatu.
Krytyka radzieckiego federalizmu LeninaMedinsky jest idealnym rzecznikiem obsesji na punkcie „rusofobicznego Zachodu”. W 2011 r. uzyskał doktorat na podstawie rozprawy na temat „Problemów obiektywizmu” w historiografii wczesnego okresu nowożytnego. Krytykował negatywny obraz Rosji w relacjach zachodnich podróżników. Później włączył swoje „odkrycia badawcze” do serii książek dla dzieci „Mity o Rosji”. Tytuły obejmują: „O rosyjskim alkoholizmie, lenistwie, złych drogach i idiotach”, „O Rosji jako więzieniu narodów” i „O rosyjskim brudzie i wiecznym zacofaniu technologicznym”.
W niedzielę Medinsky nadał Putinowskiej teorii „jedności narodu rosyjskiego i ukraińskiego” nowy obrót. Medinsky wskazał na stary punkt sporny w ukraińskiej i rosyjskiej historiografii. W 1654 roku ukraiński hetman kozacki Bohdan Chmielnicki zwrócił się do cara Moskwy o pomoc wojskową w celu odparcia Polaków.
Przez długi czas rosyjska nacjonalistyczna historiografia określała to zbliżenie jako „zjednoczenie Ukrainy z Rosją”. W rozmowie z Putinem Medinsky wpadł na genialny pomysł, że nie można mówić o „zjednoczeniu”, ponieważ Ukraina nie miała własnej państwowości i zawsze była częścią Rosji.
Putin z radością podchwycił ten wątek, wskazując, że wszystkie „niepodległe państwa”, które powstały po upadku Związku Radzieckiego, nigdy nie były „niepodległe”. Putin odnowił więc swoją krytykę radzieckiego federalizmu Lenina, który, jak twierdził, podłożył „bombę zegarową” pod „tysiącletnią państwowość” Rosji. Jako strażnik tej osobliwej historii Putin odrzuca wszystkie procesy budowania narodu, które miały miejsce w przestrzeni postsowieckiej i są teraz nieodwracalne. Takie oświadczenia będą bardzo uważnie śledzone nie tylko w Kijowie, ale także w Mińsku i Astanie.
nzz.ch