Rozwój prywatnych klubów członkowskich w Australii dopiero się zaczyna

Przez dekady prywatne kluby członkowskie w Australii były domeną szytych na miarę marynarek, nazwisk z sześcioma pokoleniami i tak sztywnych zasad, że Pałac Buckingham wyglądał przy nich jak spa. Pomyślcie o The Australian Club w Sydney albo Athenaeum w Melbourne. To właśnie w takich miejscach nadal obowiązuje zakaz używania soczewek kontaktowych, a kobiety są mile widziane tylko na „specjalne okazje”.
Jednak w roku 2025 pojęcie ekskluzywności nabiera nowego znaczenia i bardziej przypomina kolację na boso w Bondi niż lunch w restauracji na Macquarie Street, podczas którego goście zajadają się whisky.
Po latach oczekiwań Soho House oficjalnie otworzy się w Sydney w 2026 roku . Zajmie pięciopiętrowy budynek zabytkowy przy Crown Street w Darlinghurst, oferując te same baseny na dachach, ukryte kina i kreatywną organizację publiczności, dzięki którym stał się światowym fenomenem kulturowym.
Mieszkańcy Sydney mogą teraz skorzystać z członkostwa w programie „Cities Without Houses ”, zyskując dostęp do tymczasowych wydarzeń, salonów networkingowych i pokazów artystów, podczas gdy klub jest w budowie. To już najmodniejszy sekret miasta.
A jeśli wierzyć globalnym trendom, to nie jest to tylko kolejne miejsce, gdzie można popijać naturalne wino i rozmawiać o NFT. To element szerszej ewolucji tego, jak chcą żyć kreatywni profesjonaliści, przedsiębiorcy i osoby o wysokiej wydajności.
Wystarczy spojrzeć na Soho Farmhouse w Oxfordshire , rustykalny, wyrafinowany wiejski azyl, który stał się mekką luksusu w dyskretnym wydaniu, ze stajniami dla koni, kąpielami w zimnej wodzie i spa tylko dla członków. Albo na Soho House Ibiza , który niedawno otworzył specjalny kampus wellness, łączący dania z produktów pochodzących z gospodarstw rolnych, programy zdrowotne ukierunkowane na długowieczność i sesje jogi w pełni księżyca dla swojej globalnej społeczności DJ-ów, którzy stali się trenerami oddechu.
To przejście w stronę klubowego życia w stylu odosobnienia to właśnie powód, dla którego australijska premiera jest tak ważna. Nie chodzi tylko o ekskluzywność. Chodzi o ucieczkę od codzienności, znalezienie swojego miejsca między miastem a spokojem, w gronie ludzi o podobnych poglądach, którzy cenią równowagę ponad prawo do przechwałek.
W Australii obserwuje się gwałtowny wzrost liczby nowoczesnych klubów członkowskich, które zamieniają cygara i snobizm na wellness, panele technologiczne i niskoalkoholowe Negroni. Na czele tej inicjatywy stoi The Pillars , klub z siedzibą w Sydney dla inwestorów, twórców i przedsiębiorców, z rzekomo setkami osób na liście oczekujących i roczną opłatą wynoszącą około 25 000 dolarów.

W Melbourne były szef AFL Andrew Demetriou stoi za Sanctum , nowym, eleganckim miejscem, które otwiera się w tym roku. W lokalu obowiązuje zakaz używania telefonów, zarząd jest zróżnicowany pod względem płci, a strefa wypoczynkowa na dachu przypomina bardziej Brooklyn niż Bourke Street.
Jeśli tradycyjny klub członkowski opierał się na whisky, cygarach i networkingu, Saint Haven zmienia zasady, stawiając na pierwszym miejscu wellness. Deweloper Tim Gurner wprowadza swoją ultraluksusową koncepcję zdrowego stylu życia do Bondi w 2026 roku, a formuła ta nie ma sobie równych w Australii.

Wyobraź sobie hiperbaryczną terapię tlenową, sauny na podczerwień, baseny, studia medytacji i programy żywieniowe na poziomie Michelin – wszystko to zamknięte we wnętrzach przypominających kurort Aman. To po części siłownia, po części ośrodek wellness, po części centrum towarzyskie, miejsce, w którym możesz trenować jak sportowiec, regenerować się jak kierowca Formuły 1, a potem delektować się lampką wina biodynamicznego z przyjaciółmi.
Aby zachować kameralną atmosferę, liczba członków będzie ograniczona, ale szczególny nacisk zostanie położony na wydarzenia społecznościowe i holistyczne życie.
Mówiąc wprost: życie po pandemii zmieniło zasady gry. Ludzie mają dość głośnych restauracji, bezdusznych biur i networkingu przez prywatne wiadomości na LinkedIn. Chcą prywatności bez pretensjonalności. Kultury bez chaosu. A co najważniejsze, prawdziwego kontaktu z ludźmi.
I właśnie w tym tkwi fenomen nowoczesnych klubów prywatnych: to trzecia przestrzeń . Nie twój dom. Nie twoje biuro. I w przeciwieństwie do kawiarni, nigdy nie zerkasz na kelnera, zastanawiając się, czy nie pijesz za długo tej czarnej kawy. Te kluby są zaprojektowane tak, by pozwolić ci zostać cały dzień, jeśli chcesz odebrać telefon, napisać briefing, wpaść do sauny, napić się Negroni, spotkać się ze znajomym. Nikt nie czeka, żeby przewrócić stolik albo wyprosić cię o 15:00.
Bądźmy szczerzy: nie każdy klub członkowski to oaza kreatywności. Niektóre to wyidealizowane miejsca spotkań, pełne nieznośnych gości z branży finansowej, gadających o EBITDA przy espresso martini. Ale najlepsze kluby – takie jak Soho House, Saint Haven i Sanctum – aktywnie starają się tworzyć kulturę, a nie tylko gotówkę .

To przestrzenie przeznaczone dla projektantów, pisarzy, filmowców, założycieli, myślicieli, a nie dla tych samych finansistów, którzy traktują Level 6 w Ivy jak Davos. Jeśli Twoja wizja kontaktu z półświatkiem Sydney wiąże się ze stołem pokerowym albo pisaniem w toalecie , to prawdopodobnie nie jest to miejsce dla Ciebie.
Nowi klubowicze oczekują głębi, dyskrecji i odrobiny smaku. Nie obsługi kelnerskiej i drogich paletek do tequili.
W przeciwieństwie do tradycyjnych klubów, w których w zamian za opłatę można otrzymać odznakę i rachunek za bar, dzisiejsi członkowie oczekują wartości: społeczności, starannie dobranych wydarzeń, korzyści związanych z dbaniem o zdrowie i dużego prestiżu kulturalnego.
- The Pillars : ~25 000 USD/rok
- Soho House Sydney : 4750 USD/rok
- Sanctum : 5250 USD/rok
- 67 Pall Mall (w Melbourne) : rejestracja 3500 USD + 4500 USD rocznie
- Saint Haven : około 25 000 dolarów rocznie
Nie są tanie. Ale z drugiej strony, terapeuta, prywatny gabinet, przestrzeń coworkingowa, karnet na siłownię i cotygodniowe kolacje z ciekawymi ludźmi też nie są tanie. Te kluby łączą to wszystko w całość – i sprzedają to jako styl życia, a nie tylko luksus.

Soho House może być gwiazdą, ale stanowi część o wiele większej historii: rozwoju inteligentnych, designerskich i prozdrowotnych klubów prywatnych w Australii.
To miejsca, w których gust jest ważniejszy niż tytuły. Gdzie społeczność to nie tylko to, kogo znasz, ale jak nawiązujesz relacje. A ekskluzywność nie polega na odstraszaniu ludzi, ale na daniu tym właściwym powodu, by zostali.
Sydney wkrótce będzie miało swój pierwszy Soho House. W Melbourne jest już Sanctum. W Bondi wkrótce będzie Saint Haven. A sądząc po listach oczekujących, złoty wiek mieszkań tylko dla członków dopiero się rozpoczął w Australii.
dmarge