Moda w paryskim lustrze


(Zdjęcie AP)
we Francji
Relacje z tygodnia haute couture. Schiaparelli błyszczy, a potem jest Armani Privé. Tymczasem system chwieje się, napędzany tylko przez superbogatych: „ambitni” już nie wydają pieniędzy. Co kryje się za marketingiem i makijażem?
Na ten sam temat:
Poniedziałek, 7 lipca, pierwszy dzień paryskich pokazów haute couture. Pada deszcz, wieje wiatr, a Włosi cieszą się po upałach poprzednich dni, z wyjątkiem gwiazd, które muszą pojawić się w pełnym makijażu i bez ubrania o 9 rano, aby ich fani mogli podziwiać ich wspaniałe życie. Schiaparelli, ceniona posiadłość Diego Della Valle, otwiera się jak zwykle. Z roku na rok poprawia wyniki, choć nie stała się jeszcze rentowną pozycją w bilansie grupy, ale z pewnością nie brakuje jej uroku. Przy wejściu do Petit Palais, zaprojektowanego jako pawilon wystawowy przez Charlesa Girault na duże wystawy w 1900 roku, a obecnie goszczącego piękną wystawę poświęconą Charlesowi Frederickowi Worthowi, ojcu założycielowi haute couture promowanej przez Chanel, goście proszeni są o zostawienie parasoli jeszcze przed przejściem przez kontrolę bezpieczeństwa „pour préserver le tapis”, czyli tego, co my, mieszkańcy Cisalpejczyków, nazywamy dywanem: rozległe beżowe, ognioodporne tkaniny czekają na miarowe kroki modelek danej chwili w sztywnych, modelujących gorsetach, które amerykańskie klientki uważają za odpowiednik sztuki krawieckiej, zobacz Lauren Sánchez Bezos w wersji stołu w kształcie klepsydry na jej ślubie z Jeffem Bezosem .
Fotografowie stłoczeni u stóp schodów są tu dla niej, mając nadzieję, że przerwała miesiąc miodowy i przyszła oddać hołd dyrektorowi kreatywnemu Danielowi Roseberry'emu i jego sztuce, która za chwilę zostanie zaprezentowana w pięknej serii sukien o kroju syreny i torreadora w stylu „traje de luz” od Mérimée, oszpeconych jednak gorsetem z siodła – miejmy nadzieję, że nie jest to zaproszenie do ujarzmiania kobiet jak rumaków, bo nawet na Zachodzie chwila jest wystarczająco trudna i bez potrzeby namawiania. Zamiast nowej pani Bezos (miała następnego dnia iść do Balenciagi) mamy Cardi B, zapadniętą w sztywny, czterdziestocentymetrowy dekolt kraterowy obszyty koralikami, Duę Lipę w bieli, Chiarę Ferragni wyglądającą niesamowicie czule, Philippine Beaulieu Leroy, która dzięki programowi „Emily in Paris” osiągnęła sukces, o który zabiegała przez dekady i jest zdecydowanie najseksowniejsza. Ku zadowoleniu właściciela, długa lista klientów również pnie się po szczeblach kariery, wśród których najważniejszym pod względem obrotów i generowanych relacji jest Michael Kliger, prezes Mytheresa, wiodącej na świecie platformy e-commerce z artykułami luksusowymi, zwłaszcza że jej główny konkurent, Luisaviaroma, udowodnił, że nie jest w stanie dotrzymać kroku konkurencji po pandemii COVID-19 ze względu na nadmierną przesadę połączoną z silną strategiczną krótkowzrocznością. Jej spółka macierzysta, Style Capital, wystawiła ją na sprzedaż, jak dotąd bez powodzenia.
Podczas gdy Luisaviaroma organizował wystawne pokazy na Piazzale Michelangelo we Florencji na rzecz lokalnych mieszkańców, co wydaje się sprzeczne z intuicją, biorąc pod uwagę charakter jego działalności i w rzeczywistości tak było, Kliger jako pierwszy zrozumiał, że klient, który chce wydać nawet dwa miliony dolarów rocznie na ubrania, nie jest zainteresowany popularnymi koncertami połączonymi z pokazami mody vintage ani wieloma „współpracami” ze znanymi projektantami, ale raczej tzw. „intymnymi kolacjami” z projektantem, usługami doradztwa domowego, krótko mówiąc, „tymi chwilami, których nie da się kupić za pieniądze”, jak powiedziała mi trzy lata temu pewna kobieta z Santa Fe z typowym południowym akcentem, gdy oglądaliśmy zachód słońca z ogrodu willi w Antibes, gdzie Francis Scott Fitzgerald umieścił „Czułą jest noc” i gdzie jedliśmy kolację z Christianem Louboutinem, pierwsze z długiej serii prywatnych spotkań, w których Dolce & Gabbana osiągnęli mistrzostwo (na konferencji prasowej z okazji czterodniowych pokazów i prezentacji haute couture duetu w Rzymie, obecnie W trakcie, radny Alessandro Onorato. Zachwalał 10 000 zajętych miejsc noclegowych, niemal jakby mówił o znanym organizatorze wycieczek, które są żywo reprezentowane w gęstej sekwencji kolacji w przyjemnych miejscach z napisem „alfresco”. Kliger jest jednym z największych sprzedawców luksusowej linii prêt-à-porter Schiaparelli, dzięki której Roseberry i Della Valle zamierzają osiągnąć próg rentowności na faraonicznych kontach haute couture. Wyniki wydają się być doskonałe, a zatem ma powód do radości, również w obliczu „wielkiej nowiny jesieni”, która, jak dodaje, „wprowadzi odrobinę szaleństwa i ekscytacji do sektora poszukującego nowości i treści”.
Moda jest w kryzysie od kilku lat, na tyle długo, by budzić obawy, że zmiana ma teraz charakter strukturalny, a strategie i cele – czyli ramy ekonomiczne – wymagają gruntownej rewizji. Zamiast tego odnosi się wrażenie, że trwa kuracja kosmetyczna, mając nadzieję na powrót do wspaniałych lat pokazów mody Fendi na Wielkim Murze i nieustannego, mobilnego święta. Gdy tylko zostanie osiągnięte trwałe zawieszenie broni w dwóch najostrzejszych konfliktach – na Bliskim Wschodzie i w konflikcie rosyjsko-ukraińskim – gdzie wszyscy będą kontynuować działalność, choć w mniejszym zakresie, a w przypadku Kijowa, z silnym zaangażowaniem marek i klientów we wspieranie obrony (od czasów rosyjskiego ataku każdy rodzaj zakupów, od kawy po garnitur szyty na miarę, jest opodatkowany do 50%, aby pomóc mieszkańcom obszarów najbardziej narażonych na bombardowania, dostarczając im mobilne kuchnie, namioty i inne podstawowe artykuły pierwszej potrzeby), system powróci do działania, jakby nic się nie stało. Pewnego wieczoru, na przyjęciu w Paryżu, numer dwa dużej grupy z radością wykrzyknął, że wzniesie pomnik „pierwszej osobie, która odważy się obniżyć ceny”, nie myśląc ani przez chwilę, że mógłby to zrobić sam i kazać postawić pomnik przy aplauzie wszystkich. Zmiana jest potrzebna, aby nic się nie zmieniło, Tancredi Falconeri ma zawsze rację, zgodnie z praktyką, którą branża modowa zna aż za dobrze, ponieważ przez dwadzieścia lat wspierała swoje niestabilne konta, narzucając zmiany, ponowne premiery i „nową grafikę” co trzy sezony, towarzysząc im sponsorowanymi imprezami i kampaniami, które faktycznie znajdują sens głównie w mediach społecznościowych, czyli poza tradycyjnym wydawaniem, które pod wieloma względami zaczyna przypominać haute couture: przywilej i antologię pięknych obrazów i otwarcie „wymarzonych” ubrań dla nielicznych (nawet „Le Figaro” kosztuje 3 euro i 90 centów w dowolny dzień tygodnia), podczas gdy reszta świata kupuje koszulki z Zary za 9 euro i 99 centów i bez końca przewija swoje smartfony w metrze. Szał, który czeka modę tej jesieni, na który Kliger liczy, jest rzeczywiście liczny i dotyczy głównie debiutu Demny Gvasalii w Gucci, Pierpaolo Piccioliego w Balenciadze, który zastąpił go ku powszechnej radości, a w szczególności, jak się mówi, szejki Mozy bint Nasser a-Missned z Kataru, która go uwielbia i do samego końca sprzeciwiała się jego usunięciu z Valentino, marki należącej do państwowego funduszu majątkowego Mayhoola. Ponadto debiutują Matthieu Blazy w Chanel, Louise Trotter, która zastąpiła go w Bottega Veneta, Simone Bellotti w Jil Sander i, jak się wydaje, ale o tym napiszemy za chwilę, kilku innych nazwisk, które – ponieważ obecni zajmujący niektóre prestiżowe stanowiska nie „spisali się” zgodnie z oczekiwaniami, a biorąc pod uwagę sytuację rynkową, byłoby to trudne do osiągnięcia poza tym brzydkim i bardzo efektownym terminem – wkrótce zostaną zastąpione.
W ostatnich dniach Altagamma, fundacja zrzeszająca wiodące włoskie firmy luksusowe, od mody po hotelarstwo, zilustrowała tę sytuację w swoim regularnym badaniu konsumpcji, opracowanym we współpracy z Boston Consulting Group i przy współudziale Luki Solki, dyrektora zarządzającego globalnym oddziałem dóbr luksusowych Bernstein. Badanie to potwierdza to, o czym wszyscy piszemy od dawna: globalna klasa średnia nie ma już środków na dobra luksusowe, ani na ten rodzaj konsumpcjonizmu, który uchodzi za taki od trzydziestu lat. Dziś, tak jak przedwczoraj, sto lat temu, to tzw. klienci z najwyższej półki – 0,1% populacji – generują 37% całkowitych wydatków sektora. W czasach powszechnego spowolnienia gospodarczego to właśnie ta elita „UHNWI” (osób o bardzo wysokiej wartości netto) napędza wzrost, redefiniując strategie, język i kanały dystrybucji marek luksusowych. Tymczasem możliwości wydawania pieniędzy kurczą się dla osób aspirujących, które do niedawna były sercem tego systemu, moda była bowiem mieszczańską rozrywką, a które wciąż ograniczają swoje wydatki. Kolacje z projektantem, serwis garderoby w domu i rezerwacje pociągów na wyznaczonych trasach są tworzone dla tych 940 000 osób na całym świecie, które wydają średnio od 360 000 do 580 000 euro rocznie, wydając po równo na modę, design, samochody, podróże, wellness i sztukę, żądając wszystkiego w zamian, jak „cumenda” Guido Nicheliego, „Dogui”, który pracuje, zarabia, płaci, a zatem stawia wymagania. Osiemdziesiąt pięć procent tej zamożnej grupy, jak jasno pokazał wenecki ślub Bezosa, planuje zwiększyć lub utrzymać swoje wydatki w ciągu najbliższego półtora roku, pod warunkiem, że doświadczenie zostanie „odnowione pod względem jakości, komfortu i uwagi”. Satrapi u bram, że tak powiem, i jak to ich zadaniem jest zadowolić. Poza tym, jak zauważa Luca Lisandroni, dyrektor generalny Brunello Cucinelli, „nasi klienci nie potrzebują niczego z tego, co sprzedajemy, ale możemy zagwarantować, że moment zakupu stanie się dla nich chwilą radości i dobrego samopoczucia”. Dwa tygodnie temu Gianluca Isaia zaprosił dwieście takich „unvi” – będziemy ich tak nazywać, mówiąc fonetycznie – na Capri, aby uczcić jedenastą rocznicę swojego butiku na wyspie, a jeszcze lepiej, po prostu się zabawić, bo właśnie tego pragną „unvi”: prywatny prom cumujący w zatoczce z widokiem na Isola dei Galli, całodniowa impreza z setami DJ-skimi na plaży. Niezależnie od tego, czy są to Amerykanie, Rosjanie, czy Ukraińcy, którzy zawsze są obecni, mimo że siedzą przy różnych stolikach (bogaci Ukraińcy wyjechali z kraju trzy lata temu i mieszkają głównie w Monte Carlo), najwyraźniej nie mogą obejść się bez głośnej muzyki przez całą dobę, jak mawiają nowi analfabeci, i przekształcili bogate plaże południowych Włoch w permanentne kluby nocne, popijane szampanem i starannie wyselekcjonowanymi, żywymi homarami, gdzie rodziny i „ambitni” ludzie już nie stawiają stóp, czy to z powodu hałasu, cen, czy też przerażającej estetyki tego wszystkiego. Ubodzy konsumenci, czyli ci, którzy w tym roku wybiorą się na krótsze wakacje i będą pić mniej napojów gazowanych, stanowili 74% rynku dóbr luksusowych do 2013 roku, z rocznymi wydatkami netto w wysokości 5000 euro. Obecnie odsetek ten spadł do 61%, a w samym ubiegłym roku 35% z nich ograniczyło swoje wydatki z powodu cen, które postrzegają jako nieuzasadnione w stosunku do postrzeganej wartości.
Ta nowa świadomość, jak wskazują badania Altagammy dla tych, którzy jeszcze nie zrozumieli zasłony dymnej ostatnich lat, wykracza poza klimat ekonomiczny: dla wielu dobra luksusowe, a dokładniej marki, tracą swoje symboliczne znaczenie, podczas gdy od firm modowych, z ich fantastycznymi mnożnikami ekonomicznymi, wymaga się wykazania i komunikowania coraz większego zaangażowania etycznego . W tym względzie przykładem jest kontrowersja wokół nieco zmanipulowanego strajku w Max Mara, który doprowadził do sensacyjnego rozłamu między miastem a firmą, która obecnie jest również w konflikcie z burmistrzem Reggio Emilia, któremu zakomunikowała wycofanie się z dużego projektu przebudowy przemysłowej, inwestycji o wartości 100 milionów euro, która miała zapewnić nowe miejsca pracy dla ośmiuset osób i która być może nie była najskuteczniejszą decyzją w tych burzliwych czasach, które wymagają umiejętności mediacyjnych, a nie uporu. Z drugiej strony, rośnie rynek towarów używanych, wraz ze wzrastającym popytem na produkty ponadczasowe. Niektórzy przyznają się do zaspokajania swojej żądzy zakupów w szybkiej i ultraszybkiej modzie, mimo że doskonale wiedzą, co to oznacza pod względem wyzysku siły roboczej i zasobów planety. Ale wiecie, jak to jest: my, konsumenci, z wielkim niepokojem obserwujemy w filmach dokumentalnych klify naszej używanej odzieży u wybrzeży Ghany, wyrażamy oburzenie w mediach społecznościowych kolejnym wypadkiem w azjatyckiej fabryce odzieży, a potem składamy kolejne zamówienie online w Shein, nie zastanawiając się nawet nad wpływem logistyki na niezrównoważony rozwój naszych zakupów. „Wiem, że się mylę, ale to takie wygodne, a do tego Zara podniosła ceny i jakość, chyba produkują lepiej” – przyznała ładna, wyglądająca na odpowiedzialną dziewczyna, kiedy rozmawiałyśmy o lakierach do paznokci w chińskim salonie w centrum Mediolanu, gdzie chodzą wszyscy. Kiedy zwróciłyśmy uwagę na „róż Pucci” na jej paznokciach, zapytała, kim jest ten nowy projektant – tyle z historii włoskiej mody, a także z pieniędzy, które Bernard Arnault wydał na nie w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Pomimo całej bombastycznej komunikacji o dziedzictwie, skierowanej do tych, którzy wydają dużo i dlatego chcą czuć się pocieszeni kulturową istotnością swojego wyboru, nie jest przypadkiem, że każdy, kto może sobie na to pozwolić, wspiera wystawy i doniosłe reinterpretacje własnej historii na całym świecie. Za sześć miesięcy kolej Schiaparelli ponownie nadejdzie w Victoria & Albert Museum. Kuratorka Sonnet Stanfill mówi, że jest przekonana, że może opowiedzieć coś nowego, po tym jak nawet licealiści udali się do Biblioteki Narodowej we Florencji w poszukiwaniu młodzieńczych i niezwykle zmysłowych wierszy wielkiej Elsy, urodzonej właśnie w Palazzo Corsini. Liczba historycznych zachodnich marek, wciąż istotnych dla młodej publiczności, niebezpiecznie maleje, podczas gdy nowe marki i nazwy słusznie rosną. Nie wszystkie z nich działają; debiut Michaela Ridera w Céline był kolażem wcześniejszych doświadczeń, które zirytowały kupujących i niezależną prasę. Nie ma jednak wątpliwości, że dla tych, którzy mogą sobie na to pozwolić — a liczba swetrów i koszul znajdujących się w galerii Marais wynajętej na potrzeby zaprezentowania „koncepcji” jego nowego, osobistego projektu sugeruje, że cele są umiarkowanie popularne — Anderson jest nazwiskiem chwili, wykraczającym poza jego zlecenie dla Diora.
Jak zauważa Mario Dell'Oglio, kupujący odzież nie mogą już polegać wyłącznie na dużych markach, aby kontynuować działalność i sprzedawać; muszą powrócić do „badań”, tak jak to miało miejsce u zarania obecnego systemu pół wieku temu. Oprócz mniej wyspecjalizowanych producentów i łańcucha dostaw średniej jakości, który we Włoszech najbardziej ucierpiał z powodu gwałtownego spadku zamówień i usilnie zabiega o pomoc rządową, tradycyjne domy towarowe w USA, Europie i Japonii znajdują się w kryzysie, praktycznie znikając z pierwszych rzędów pokazów mody. Większość platform e-commerce, jak zauważono w pierwszych zdaniach, nie zdołała zbudować ekonomicznie zrównoważonych modeli, czego dowodem jest upadek Farfetch. Dlatego kanał jednomarkowy, coraz bardziej strategiczny i dominujący zarówno w handlu stacjonarnym, jak i internetowym, nadal dominuje, jak zauważyła dyrektor generalna Altagamma Stefania Lazzaroni, wraz z ostrożnym zarządzaniem wolumenem produkcji. I tu dochodzimy do sedna sprawy, a zarazem do powodu, dla którego działania takie jak te promowane przez Valentino i wiele innych przez ostatnie półtora roku nie przyniosły rezultatu: „Marki, które goniły za nadmiernymi wolumenami, płacą teraz cenę niestabilności. Z kolei ci, którzy pozostali lojalni wobec swoich stałych klientów, zbierają tego owoce” – wyjaśnia prezes Altagamma, Matteo Lunelli, mając nadzieję na „powrót do fundamentów” i przyszłość „sprzyjającą markom zdolnym do budowania głębokich relacji, oferowania najwyższej jakości i przechwytywania wspólnych wartości z klientami, którzy chcą być nie tylko obsługiwani, ale i doceniani”.
Kilka dni temu, po pokazie Armani Privé i przejęciu aksamitnej sukni wieczorowej z gorsetem, która zdawała się wisieć nad ziemią i dlatego wymagała dokładnego przyjrzenia się, aby zrozumieć technikę jej wykonania, poprosiliśmy o prywatny pokaz, który został przełożony na czas nieokreślony, ponieważ kalendarz krawcowej był już pełen klientów: wśród tych, którzy wiedzą, jak pracować, tak to działa, z poufnymi książkami adresowymi, klientów, którzy kupują niezauważeni i bez obnoszenia się z designerską torebką na ulicy. Dzisiejsze „rdzenie” leży również u podstaw odrodzonego zainteresowania małymi, wysoko wykwalifikowanymi krawcami i projektantami, z którymi można nawiązać osobiste relacje bez konieczności wydawania milionów euro: w Paryżu Sylvio Giardina powrócił, wręczając Giambattiscie Valli medal Officier des Arts et des Lettres, a minister Rachida Dati podkreśliła absolutne znaczenie rzemiosła i kunsztu artystycznego w tworzeniu mody, najwyraźniej w porównaniu z innymi dynamikami.
Aby spróbować zrozumieć powody, dla których moda wydaje się coraz bardziej niemodna, a jej zasięg faktycznie i stopniowo kurczy się o dziesiątki miliardów rocznie, o czym piszemy od jakiegoś czasu i co jest fizjologiczne – w końcu nie można długo zawyżać przychodów, wprowadzając masowo produkowane towary i bezczelnie kopiowane indyjskie kapcie jako niezrównany luksus – warto zacytować refleksję, jaką Marco Bizzarri, prezes Gucci najlepszego sezonu od czasu niezrównanego zespołu Domenico De Sole–Tom Ford, a obecnie partner Elisabetty Franchi, a także główny operator restauracji w „jego” Emilii-Romanii, poczynił około miesiąc temu na spotkaniu zorganizowanym z okazji otwarcia Phygital Sustainable Expo, które odbyło się w Mercati di Traiano na zlecenie Mimit i zaprojektowane przez Valerię Mangani. Było późno, czekając na ministra Adolfo Urso, który miał wręczyć nagrody trzem uczestnikom: Renzo Rosso, który jest bardzo blisko ministra; Leonardo Maria Del Vecchio, który zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia na temat ewolucji technologicznej usług i dóbr, które produkuje; oraz Bizzarri, wyczerpany po trzech kwadransach debaty, a przez to być może nieświadomy obecności około pięćdziesięciu osób i kamer RAI, ujawnili to, czego w innych okolicznościach ostrożnie by nie powiedział: że wśród prezesów firm modowych powszechną praktyką jest dziś częste zmienianie dyrektorów kreatywnych, aby zapewnić sobie przetrwanie lub przynajmniej trochę odwlec ostateczne rozliczenie z akcjonariuszami. Nie chodzi o to, że tego nie podejrzewaliśmy; nikt przed nim jednak nie przyznał tego do dziś. Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, moda ma półroczne terminy produkcji, jeśli nie roczne, jak w przypadku mody męskiej, ale samo stworzenie kolekcji zajmuje ponad rok, od wyboru lub produkcji tkanin, przez ewentualną współpracę z artystami lub producentami zewnętrznymi, po inicjatywy poboczne, kampanie, prezentacje i reinterpretacje w dziale merchandisingu. Z pewnością nie można oczekiwać, zwłaszcza dzisiaj, że gwiazda mody zmierzy się z publicznością i rynkiem w ciągu dwóch tygodni, jak miało to miejsce w przypadku debiutu Alessandro Michele w 2015 roku. Michele był jednak już prawą ręką swojej poprzedniczki, Fridy Giannini, i jest, i pozostaje, mistrzem stylizacji. Nową nominację przyznaje się na co najmniej sześć miesięcy lub jej obecność ukrywa się do właściwego momentu, co miało miejsce na przykład w Diorze z JW Andersonem, nowym dyrektorem kreatywnym wszystkich kolekcji, w tym haute couture, który oficjalnie przygotował (niesamowity) pokaz mody męskiej zaprezentowany trzy tygodnie temu w nieco ponad miesiąc, ale w rzeczywistości zajmował biura przy Avenue Montaigne już od początku roku.
Kiedy w styczniu ubiegłego roku pisaliśmy, że Maria Grazia Chiuri odejdzie dzień po pokazie May Cruise w Rzymie, a jej następczyni już zasiadła w pałacu, byliśmy pewni, że się nie pomyliliśmy. Chiuri odeszła w ciągu czterdziestu ośmiu godzin od prezentacji, wystawnego wieczoru zorganizowanego w zazwyczaj niedostępnej Villi Albani, po czterokrotnym zwiększeniu obrotów domu w ciągu ośmiu lat zarządzania nim, stając się bogatą i szanowaną kobietą dzięki swojej niezaprzeczalnej zdolności do wychwytywania ewoluujących gustów, przy jednoczesnym poszanowaniu kobiecej natury i jej sylwetki – o czym projektanci płci męskiej zbyt często zapominają. Teraz, gdy jest w swoim rodzinnym mieście i oficjalnie zarządza jedynie uroczym Teatro della Cometa u stóp Kapitolu, który kupiła i odrestaurowała, zachowując jedynie względny pakiet większościowy akcji z troski o dwójkę dzieci, zwłaszcza Rachele, wydaje się być obserwowana z wielkim zainteresowaniem przez obecnych akcjonariuszy firmy, w której pracowała przez ponad dwadzieścia lat, Valentino. Oficjalne wyniki, spadek o 22 procent, gabloty pełne torebek i kilku sztuk ubrań dla domu mody, który do zeszłego roku zarabiał na życie szyciem ubrań na miarę, a także niezbite dowody na to, że twierdzenie Lunelliego, iż próba zawyżenia przychodów poprzez degradację i standaryzację produktu (katarski fundusz, który nadal go kontroluje, obiecał obrót w wysokości trzech miliardów euro, co jest całkowicie sprzeczne z charakterem firmy) były błędną strategią, dają wyobrażenie o tym, co dzieje się w Palazzo Mignanelli. Teraz, gdy firma Kering, z jej pięknymi budynkami i czarującą paryską siedzibą w byłym szpitalu Laennec, czyli dla „nieuleczalnie chorych”, znajduje się w trudnej sytuacji finansowej i nie wiadomo, w jaki sposób będzie w stanie wywiązać się ze swojego zobowiązania do nabycia 100% akcji Valentino do 2028 r., wydaje się, że fundusz Mayhoola, wspólnie z francuskim rządem, który rekomendował Lucę de Meo, byłego pracownika Renault, na nowego dyrektora generalnego, dyskretnie wspiera rodzinę Pinault w najbardziej delikatnych decyzjach, takich jak te dotyczące Balenciagi i samego Valentino.
Najnowsze badania i spora liczba analityków sugerują, że „nowymi granicami luksusu” są Indie (nie jesteśmy przekonani; moda kwitnie w mobilnych społeczeństwach, a subkontynent od niepamiętnych czasów jest zakorzeniony w systemie kastowym; każdy, kto próbował, stracił fortunę) oraz Azja Południowo-Wschodnia, które przyspieszają tworzenie nowego bogactwa, choć nie jest oczywiste, że będą chciały wydać je na towary zachodnie. Marki muszą zatem przygotować się do obsługi „mobilnych, zróżnicowanych kulturowo klientów o coraz wyższych i bardziej złożonych oczekiwaniach”. A aby to zrobić, konieczna będzie zmiana sposobu myślenia.
Więcej na te tematy:
ilmanifesto