Ludzie zakładają, że nie mogę być lekarzem ze względu na moją niepełnosprawność


To kolumna w pierwszej osobie autorstwa Kendry Hebert, która mieszka w Garnett Settlement w Nowym Brunszwiku. Aby uzyskać więcej informacji na temat opowieści w pierwszej osobie, zapoznaj się z sekcją FAQ .
To był pierwszy dzień nowego stażu. Wszedłem na oddział w uniformie, ze stetoskopem zawieszonym na szyi i identyfikatorem szpitalnym przypiętym do koszuli. Nie do odróżnienia od innych studentów medycyny, pomyślałem.
Gdy na wózku inwalidzkim zbliżałam się do stanowiska pielęgniarskiego, pielęgniarka, której wcześniej nie znałam, podniosła wzrok i zapytała: „Czy jest pani tu na wizytę?”
Zatrzymałem się na chwilę, zaskoczony.
„Nie” – odpowiedziałem. „Jestem nowym studentem medycyny, zaczynam dziś”.
Jej twarz zmieniła się natychmiast; przeprosiny, wyjaśnienia. Powiedziała, że nie miała nic złego na myśli, po prostu najpierw zobaczyła mój wózek inwalidzki i założyła, że jestem pacjentem.
To była krótka wymiana zdań, ale doświadczyłem jej w różnych formach więcej razy, niż potrafię zliczyć. Mimo to utkwiła mi w pamięci. To ciche, uporczywe przypomnienie, jak łatwo ludzie wyciągają wnioski, gdy nie pasujesz do oczekiwanego wizerunku lekarza.
Nazywam się Kendra Hebert i jestem studentką trzeciego roku medycyny na Uniwersytecie Dalhousie Medicine w Nowym Brunszwiku. Mam niepełnosprawność fizyczną i poruszam się na ręcznym wózku inwalidzkim, kulach i ortezach na nogi.
Stawia mnie to w wyjątkowej sytuacji i nigdy nie wyobrażałem sobie dla siebie takiej roli.
Zostanie lekarzem było moim marzeniem od zawsze, ale miałem wątpliwości, czy jest dla mnie miejsce w medycynie.
Przez większość życia byłem sprawny fizycznie. W wieku 21 lat moja sprawność ruchowa gwałtownie spadła bez wyraźnego powodu. W ciągu trzech miesięcy chodzenie stało się wyzwaniem. Byłem osobą aktywną i wysportowaną, a nagła utrata sprawności ruchowej była dla mnie druzgocąca.
Bez diagnozy niepewność była nie do zniesienia. Nie złożyłam podania na medycynę. Zamiast tego rozpoczęłam studia magisterskie z psychologii eksperymentalnej. Uwielbiam badania i nadal aktywnie się w nie angażuję, ale czułam się odizolowana od ludzi, którym chciałam pomóc.
W końcu usłyszałam diagnozę. Moja choroba genetyczna jest nieuleczalna, ale nie postępuje. Dzięki odpowiedniemu zespołowi opieki i urządzeniom adaptacyjnym odzyskałam znaczną część swojej niezależności.
Wtedy właśnie zdecydowałam się aplikować na studia medyczne, choć było to przerażające. Nigdy wcześniej nie spotkałam lekarza z taką niepełnosprawnością jak moja. Pojawiły się wątpliwości i sprzeciw ze strony ludzi, którzy wątpili, czy dam radę. Ale miałam też niesamowite wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół, a zwłaszcza mojej siostry bliźniaczki, Courtney.

Courtney i ja cierpieliśmy na tę samą chorobę, ale wpływała ona na jej narządy wewnętrzne. W tym samym czasie, gdy ja przyzwyczajałem się do mojej zmieniającej się sprawności ruchowej, ona zachorowała. W ciągu zaledwie 18 miesięcy miała ponad 30 hospitalizacji, liczne zabiegi i operacje.
Dzieliliśmy to samo marzenie i razem złożyliśmy podanie na studia medyczne. Proces rekrutacji trwa rok; składa się podanie w lipcu, aby rozpocząć się w sierpniu następnego roku. Courtney zmarła w listopadzie z powodu powikłań po leczeniu choroby, zaledwie kilka miesięcy przed tym, jak otrzymałem list z potwierdzeniem przyjęcia.
Jej wspomnienie jest powodem, dla którego kontynuuję. Jej strata przypomina mi każdego dnia, dlaczego to robię.
Staram się skupiać na pozytywach, ale nie zawsze jest to łatwe. Szpitale są często niedostępne. Mój wózek inwalidzki nie wszędzie się mieści. Chociaż większość miejsc publicznych jest dostępna, pomieszczenia dla personelu rzadko są.
Tak proste czynności, jak otwieranie drzwi, mogą stać się poważnymi przeszkodami, jeśli przestrzeń nie jest zaprojektowana z myślą o dostępności. Musiałem przyzwyczaić się do polegania na innych i proszenia o pomoc, nie dlatego, że nie potrafię, ale dlatego, że te przestrzenie mnie ograniczają.
Jako student z niepełnosprawnością często jestem mylony z pacjentem. Ludzie traktują mnie z góry, traktują jak dziecko albo mówią, że jestem „inspirujący” tylko dlatego, że istnieję. Ludzie często pytają: „Co ci jest?”, zanim zapytają o moje imię.
Staram się planować z wyprzedzeniem. Nie mogę po prostu pojawić się gdzieś, jak moi koledzy z klasy. Nawet z planem zakwaterowania i wieloma wspierającymi ludźmi za kulisami, pewne rzeczy umykają uwadze, bo to nieznany teren.
Czasami musiałem bez wahania zabiegać o te same możliwości uczenia się, jakie mają moi rówieśnicy. Staram się wybierać staże, w których wiem, że będę traktowany jak uczeń, a nie ciężar.
Potrafię dostosować się do niedostępnych przestrzeni, ale nie mogę zmienić niedostępnych postaw. Wciąż próbuję to zaakceptować.

Jednak na każde negatywne spotkanie przypada wiele pozytywnych. Obcy ludzie mówią mi, że są ze mnie dumni i cieszą się, że widzą kogoś takiego jak ja w medycynie. Wiedzą, że rozumiem, jak to jest być po drugiej stronie.
Jeden z takich momentów miał miejsce podczas mojego stażu z chorób wewnętrznych. Poproszono mnie o konsultację pacjentki, która przebywała w szpitalu od kilku tygodni. Pomimo niezliczonych badań i konsultacji z wieloma lekarzami, jej stan stale się pogarszał. Nikt nie znalazł jednoznacznej odpowiedzi.
Kiedy wszedłem do jej pokoju, siedziała na łóżku, wyraźnie chora i wyczerpana. Miała to wypisane na twarzy. Przedstawiłem się i zaprosiłem ją, żeby opowiedziała swoją historię. Jako student medycyny miałem jeden luksus, którego wielu innych członków zespołu nie miało: czas.
Więc słuchałem. Zadawałem pytania. Słuchałem jeszcze trochę. Słyszałem o jej lękach, frustracjach i długich dniach, w których czuła się niezauważana.
Nie udało mi się rozwikłać jej zagadki. Ale pod koniec naszej rozmowy wyciągnęła rękę, wzięła mnie za rękę i podziękowała. Powiedziała, że to pierwszy raz, kiedy poczuła, że ktoś naprawdę jej wysłuchał, od początku do końca. Po raz pierwszy poczuła się zrozumiana.
Bycie pierwszym może być izolujące i przytłaczające. Ale może też wydawać się niezwykłe. Wiem, jak wiele znaczyłoby dla mnie spotkanie kogoś takiego jak ja w medycynie, kiedy zaczynałem. Mam nadzieję, że będę mentorem i wzorem do naśladowania, którego potrzebowałem – przypomnieniem, że to nasze miejsce.
Masz ciekawą historię osobistą, która może przynieść zrozumienie lub pomóc innym? Chcemy ją poznać. Oto więcej informacji o tym, jak nam ją przedstawić .
cbc.ca