Bunt artystów kontra algorytm: czy sztuczna inteligencja jest przyszłością kreatywności, czy jej wyrokiem śmierci?

W 2025 roku najgorętsza i najbardziej egzystencjalna debata w świecie rozrywki nie dotyczy hitu kinowego czy albumu, ale narzędzia, które grozi redefinicją wszystkiego: sztucznej inteligencji. Od scenariuszy generowanych przez sztuczną inteligencję po klonowane głosy wokalistów, technologia rozwija się w zawrotnym tempie, dzieląc społeczność twórczą na dwa nie do pogodzenia obozy: tych, którzy widzą w niej kolejną wielką rewolucję artystyczną, i tych, którzy obawiają się jej końca autorstwa i ludzkiej duszy w sztuce.
Strajki pisarzy i aktorów w 2023 roku były dopiero początkiem. Dziś generatywna sztuczna inteligencja jest bardziej dostępna i potężniejsza niż kiedykolwiek, a jej integracja z produkcją filmową i muzyczną nie jest już teorią, lecz rozwijającą się praktyką, która stawia fundamentalne pytania o to, co cenimy jako „sztukę”.
Zwolennicy sztucznej inteligencji, często technolodzy i niektórzy wizjonerscy artyści, argumentują, że narzędzia te nie zastępują ludzkiej kreatywności, a raczej stanowią potężny czynnik wyrównujący. Twierdzą, że sztuczna inteligencja może zdemokratyzować twórczość artystyczną, pozwalając ludziom, którzy nie dysponują ogromnymi zasobami Hollywood czy wielkich wytwórni płytowych, urzeczywistnić swoje wizje.
Z tej perspektywy niezależny filmowiec mógłby wykorzystać sztuczną inteligencję do generowania efektów wizualnych, które w innym przypadku byłyby niemożliwe, a muzyk mógłby eksperymentować ze złożonymi harmoniami i aranżacjami wykraczającymi poza jego wiedzę techniczną. Sztuczna inteligencja jest przedstawiana jako niestrudzony współpracownik, narzędzie, które może wykonywać żmudne zadania i pozwala artyście skupić się na czystej wizji. Argument jest prosty: fotografia nie zabiła malarstwa, a syntezator nie zabił orkiestry. Sztuczna inteligencja to po prostu kolejny krok w ewolucji narzędzi twórczych.
Po drugiej stronie znajduje się większość artystów, rzemieślników i purystów kulturowych, którzy postrzegają sztuczną inteligencję z głębokim sceptycyzmem i lękiem. Dla nich sztuka to nie tylko produkt finalny, ale ludzki proces jej tworzenia: wysiłek, intencja, emocje, niedoskonałość. Twierdzą, że dzieło wygenerowane przez algorytm, który „uczy się” na podstawie milionów istniejących dzieł ludzkich, pozbawione jest istotnej cechy: duszy.
Główny zarzut dotyczy tego, że sztuczna inteligencja nie „tworzy”, lecz „rekombinuje” i „uśrednia”. Obawiają się, że w rezultacie powstanie sztuka jednorodna, przewidywalna i pozbawiona autentycznej perspektywy. Jaką wartość ma piosenka naśladująca styl zmarłego artysty lub scenariusz oparty na sprawdzonych wzorcach sukcesu? Ten obóz walczy o ochronę praw autorskich, tożsamość artystyczną, a na głębszym poziomie o przekonanie, że sztuka jest jedną z ostatnich rzeczy, które definiują nas jako ludzi. Obawiają się przyszłości, w której treści będą generowane po to, by zapełnić platformy, a nie wyrażać ludzką prawdę.
To nie jest debata technologiczna; to filozoficzna walka o przyszłość kultury. Czy sztuka jest rezultatem doskonałego produktu, czy niedoskonałego procesu? Odpowiedź, której udzielimy jako społeczeństwo w nadchodzących latach, zdefiniuje nie tylko filmy, które oglądamy, i muzykę, której słuchamy, ale także wartość, jaką przypisujemy własnej kreatywności.
La Verdad Yucatán