Departament Bezpieczeństwa Krajowego informuje policję, że typowe działania protestacyjne to „taktyka przemocy”

Departament Bezpieczeństwa Krajowego apeluje do lokalnej policji o traktowanie szerokiego zakresu działań protestacyjnych jako taktyk przemocy, w tym tak prozaicznych zachowań, jak jazda na rowerze lub transmitowanie na żywo spotkania z policją, dowiedział się WIRED.
Biuletyny z groźbami wydane podczas protestów „No Kings” w zeszłym miesiącu ostrzegają, że agresywne naloty imigracyjne rządu USA niemal na pewno przyspieszą niepokoje wewnętrzne. Departament Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) stwierdza, że „istnieje duże prawdopodobieństwo”, iż wkrótce więcej Amerykanów zwróci się przeciwko agencji, co może doprowadzić do konfrontacji w pobliżu obiektów federalnych.
Obwiniając intensywne relacje medialne i negatywną reakcję na rozmieszczenie wojsk USA w Los Angeles, DHS spodziewa się, że demonstracje „będą kontynuowane i będą się rozprzestrzeniać w całym kraju”, ponieważ protestujący skupieni na innych kwestiach skupią się na imigracji, po szerokim „przyjęciu przekazów anty-ICE”.
Biuletyny — uzyskane pierwotnie przez narodową organizację non-profit zajmującą się bezpieczeństwem Property of the People na podstawie wniosków o udostępnienie dokumentacji publicznej — ostrzegają, że funkcjonariusze mogą paść ofiarą ataków z użyciem fajerwerków i improwizowanej broni: gaśnic wypełnionych farbą, granatów dymnych oraz pocisków, takich jak butelki i kamienie.
Jednocześnie w wytycznych apeluje się do funkcjonariuszy, aby brali pod uwagę szereg pokojowych zachowań oraz powszechnie używane wyposażenie podczas protestów — takie jak maski, latarki i aparaty fotograficzne — jako potencjalne zwiastuny przemocy, informując funkcjonariuszy, aby przygotowywali się „z punktu widzenia przeciwnika”.
Protestujący na rowerach, deskorolkach, a nawet „pieszo” są przedstawiani jako potencjalni „zwiadowcy” prowadzący rekonesans lub poszukujący „przedmiotów, które mogą posłużyć jako broń”. Transmisje na żywo są wymieniane obok „doxxingu” jako „taktyka” „zastraszania” policji. Osoby zamieszczające posty w internecie są przedstawiane jako ideologiczni rekruterzy – lub uczestnicy „udostępniania informacji o śledzeniu”.
Jedna z list „brutalnych taktyk”, udostępniona przez Połączone Regionalne Centrum Wywiadowcze z siedzibą w Los Angeles – będące częścią sieci fuzji po 11 września – obejmuje zarówno próby uniknięcia identyfikacji przez protestujących, jak i próby identyfikacji policjantów. W notatce zarzuca się również, że wobec funkcjonariuszy zastosowano rozpoznawanie twarzy , zazwyczaj narzędzie organów ścigania .
Vera Eidelman, starsza prawniczka w Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich, uważa, że rząd nie powinien traktować działań chronionych konstytucyjnie – takich jak obserwacja lub dokumentowanie działań policji – jako zagrożeń.
DHS nie odpowiedziało na prośbę o komentarz.
„Korzystanie z tych praw nie powinno usprawiedliwiać negatywnych działań ani podejrzeń ze strony rządu” – mówi Eidelman. Określenie czegoś tak nieszkodliwego jak jazda na deskorolce podczas protestu jako groźby przemocy jest „niepokojące i niebezpieczne” – dodaje – i może „łatwo doprowadzić do użycia nadmiernej siły wobec osób, które po prostu korzystają ze swoich praw gwarantowanych przez Pierwszą Poprawkę”.
„Raport Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego wielokrotnie utożsamia podstawowe protesty, organizowanie się i dziennikarstwo z przemocą terrorystyczną, usprawiedliwiając w ten sposób coraz bardziej autorytarne działania organów ścigania” – mówi Ryan Shapiro, dyrektor wykonawczy Property of the People. „Powinno to być otrzeźwiające, choć nie zaskakujące, że reakcją reżimu Trumpa na masową krytykę taktyki państwa policyjnego jest eskalacja tych działań”.
Centra fuzyjne, takie jak JRIC, odgrywają kluczową rolę w sposobie, w jaki policja rozumie ruchy protestacyjne. Dostarczane przez nie informacje wywiadowcze są szybko rozpowszechniane i w dużej mierze opierają się na danych z otwartych źródeł. Często odzwierciedlają one ogólne założenia, niechęć do ryzyka i zawierają fragmentaryczne i niezweryfikowane informacje. W przypadku braku konkretnych zagrożeń, komunikaty często odwołują się do języka ideologicznego i aktywności w mediach społecznościowych jako dowodu na pojawiające się zagrożenia, nawet jeśli są one powiązane z legalną ekspresją.
Oparte na ryzyku podejście DHS odzwierciedla szerszą zmianę w egzekwowaniu prawa w USA, ukształtowaną przez priorytety bezpieczeństwa po 11 września – zmianę, która przedkłada postrzegane zamiary nad udowodnione wykroczenia i wykorzystuje sygnały behawioralne, powiązania i inne potencjalnie predykcyjne wskaźniki, aby uzasadnić wczesną interwencję i rozszerzenie nadzoru.
Rok temu Departament Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) ostrzegał, że skargi związane z imigracją napędzają gwałtowny wzrost gróźb wobec sędziów, migrantów i organów ścigania, przewidując, że nowe przepisy i głośne represje doprowadzą do dalszej radykalizacji. W lutym inny ośrodek fuzyjny zgłosił ponowne wezwania do przemocy wobec policji i urzędników państwowych, powołując się na sprzeciw wobec postrzeganej nadużyciowej ingerencji rządu federalnego i wskazując na zbliżające się protesty i orzeczenia sądowe jako prawdopodobne czynniki wyzwalające.
Czasami te rozległe przepowiednie mogą wydawać się prorocze, nawiązując do rzeczywistych punktów zapalnych: w Alvarado w Teksasie, rzekoma skoordynowana zasadzka na ośrodek detencyjny w tym tygodniu wyciągnęła agentów ICE z fajerwerkami, a następnie 4 lipca wybuchła strzelanina, w wyniku której policjant został postrzelony w szyję. (Dokonano prawie tuzina aresztowań, w tym co najmniej 10 pod zarzutem usiłowania zabójstwa).
Przed protestami agencje coraz częściej polegają na prognozach wywiadowczych, aby identyfikować grupy postrzegane jako ideologicznie wywrotowe lub taktycznie nieprzewidywalne. Demonstranci określeni jako „transgresywni” mogą być monitorowani, zatrzymywani bez postawienia zarzutów lub stosowani siłą.
Badacze ruchów społecznych powszechnie uznają wprowadzenie prewencyjnego nadzoru nad protestami za odejście od podejścia z końca XX wieku, które priorytetowo traktowało deeskalację, komunikację i facylitację. W zamian władze coraz bardziej kładły nacisk na kontrolę demonstracji poprzez wczesną interwencję, nadzór i zakłócanie – monitorowanie organizatorów, ograniczanie przestrzeni publicznej i proaktywne reagowanie na podstawie postrzeganego ryzyka, a nie faktycznego zachowania.
Infrastruktura pierwotnie zaprojektowana do walki z terroryzmem obecnie często służy do monitorowania protestów ulicznych, a wirtualne jednostki śledcze śledzą demonstrantów i poddają ich kontroli na podstawie ich wypowiedzi w internecie. Centra fuzyjne, finansowane z grantów Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS), coraz częściej wydają biuletyny sygnalizujące hasła protestacyjne, odniesienia do brutalności policji i wydarzenia solidarnościowe jako oznaki potencjalnej przemocy – przekazując te oceny organom ścigania bez jednoznacznych dowodów na zamiar popełnienia przestępstwa.
Obserwacja protestujących obejmowała tworzenie teczek (znanych jako „karty baseballowe”), a analitycy, wykorzystując zaawansowane technologicznie narzędzia, gromadzili informacje na temat postów protestujących w mediach społecznościowych, przynależności do grup, sieci osobistych i publicznych oświadczeń krytycznych wobec polityki rządu.
Z dossier Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) dotyczącego Mahmouda Khalila, byłego studenta Uniwersytetu Columbia i działacza antywojennego, do którego dotarł wyłącznie portal WIRED, wynika, że analitycy czerpali informacje z Canary Mission, tajnej czarnej listy anonimowych krytyków izraelskich działań militarnych i zwolenników praw Palestyńczyków.
W środę w sądzie federalnym wysoki rangą urzędnik DHS przyznał, że materiały z Canary Mission zostały wykorzystane do sporządzenia ponad 100 teczek na temat studentów i naukowców, pomimo ideologicznego zabarwienia strony, tajemniczego finansowania i niemożliwego do zweryfikowania źródła.
Biuletyny dotyczące zagrożeń mogą również przygotować funkcjonariuszy do przewidywania konfliktów, kształtując ich postawę i decyzje w terenie. W następstwie gwałtownych protestów w 2020 roku, Departament Policji San Jose w Kalifornii powołał się na „liczne biuletyny wywiadowcze” otrzymane między innymi od lokalnego regionalnego centrum koordynacyjnego, Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) i FBI, jako kluczowe dla zrozumienia „nastawienia funkcjonariuszy w dniach poprzedzających niepokoje społeczne i w ich trakcie”.
Konkretne biuletyny cytowane przez SJPD — której reakcja na protesty doprowadziła w tym miesiącu do ugody na kwotę 620 tys. dolarów — przedstawiały demonstracje jako możliwą przykrywkę dla „krajowych terrorystów”, ostrzegały przed oportunistycznymi atakami na organy ścigania i promowały „niepotwierdzone doniesienia” o rzekomym wykorzystaniu furgonetek U-Haul do przewożenia broni i materiałów wybuchowych.
Późniejsze doniesienia po BlueLeaks — wycieku 269 gigabajtów wewnętrznych dokumentów policji uzyskanych przez źródło podające się za grupę hakerów-aktywistów Anonymous i opublikowanych przez grupę zajmującą się przejrzystością Distributed Denial of Secrets — wykazały, że federalne biuletyny były pełne niepotwierdzonych twierdzeń, niejasnego języka gróźb i jawnej dezinformacji, w tym ostrzeżeń o stronie parodiującej, która rzekomo płaciła protestującym i przyjmowała bitcoiny za podpalanie samochodów, pomimo wyraźnego baneru oznaczającego stronę jako „FAŁSZYWĄ”.
Alerty o zagrożeniach – jawne i rutynowo dostępne dla prasy – mogą pomóc organom ścigania w kształtowaniu społecznego postrzegania protestów, zanim się rozpoczną, kładąc podwaliny pod legitymizację agresywnych reakcji policji. Niezweryfikowane ostrzeżenia Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) o infiltracji demonstracji przez krajowych terrorystów w 2020 roku, publicznie powtórzone przez p.o. sekretarza agencji na Twitterze, były szeroko rozpowszechniane i nagłaśniane w mediach .
Amerykanie generalnie sprzeciwiają się agresywnym represjom protestacyjnym, ale gdy je popierają, strach często jest siłą napędową. Badania eksperymentalne sugerują, że poparcie dla stosowania taktyk przymusu zależy nie tyle od tego, co protestujący faktycznie robią, co od tego, jak są przedstawiani – przez urzędników, media oraz w kontekście rasowym i ideologicznym.
wired